sobota, 6 sierpnia 2011

Wooodstock dzień drugi, czyli falowanie

Wczoraj w nocy jeszcze Skindred - całkiem fajna muza - nie tylko ostro ale też trochę skakania. No a dziś chyba znowu skupię się tylko na muzyce bo gdyby opisywać wszystkie scenki rodzajowe z Woodstocku (kolejki do prysznica gdzieś prywatnie, błotko przy umywalkach, toi toie, kurz, piwo rozcieńczane wodą, pielgrzymki całych rodzin co przyjeżdżają z ciekawości żeby oglądać dziwaków itd.) to one nie zostaną zrozumiane... bo trzeba tu być, przeżyć to żeby nie zadawać dziwnych pytań po co tu przyjeżdżać...

No więc miało być o muzyce. Wpadłem już zadyszany po rozpoczęciu na rozpoczęcie koncertów a przecież obiecywałem sobie, że pierwszego nie przegapię. Bo to rzecz której bardzo kibicuję czyli nowu projekt Litzy - Luxtorpeda. Kapitalna energia i czad jaki towarzyszył może pierwszym nagraniom 2TM2,3 ale tu jeszcze bardziej sprowadzony do punkowo-metalowego brzmienia, mało skomplikowanych ale niegłupich tekstów. Litza podebrał muzyków z którymi pracował w poprzednich projektach i tym samym skład naprawdę jest świetny - no i kapitalny wokalista! Zaraz po koncercie udało się kupić ich płytkę a dzięki Kasi udało się zdobyć autografy (w deszczu i z dużym poświęceniem) - jej zdaniem to najlepszy koncert całego festiwalu...
Potem fajny energetyczny Blackjack, coraz więcej ludzi pod sceną i gdy już się wybierałem spod głównej sceny na folkową lunęło tak, że trzeba było pilnować przeciekającego namiotu... Podziw dla wytrwałych pod sceną - Piotr Bukartyk rozbujał ich swoimi pozytywnymi rytmami - to muza zbliżona do tego co robi Orkiestra na Zdrowie, trochę bluesa, poezji śpiewanej ale to wszystko podane w dość lekki i taneczny sposób... I podkoniec jego koncertu nagroda dla wytrwałych - tęcza... Aptekę sobie trochę odpuściłem - znam ich i po paru kawałkach poszedłem na zakupy (ale zabawa trwała)...
Wróciliśmy na świetne bujanie pod sceną przy dźwiękach klasycznego reggae - to niemiecka kapela Jahcousticx - chyba sami byli zaskoczeni tak miłym przyjęciem. Potem na dużej scenie austriacko-polski projekt Kontrust - rockowe granie, podobno definiuje się to jako cross-over. A my powędrowaliśmy na folkową - tam zobaczyliśmy jeszcze całkiem ciekawy projekt Zawiało- Folk Free Music (dźwięki bałkańskie, cygańskie, ukraińskie) i z pewnym opóźnieniem to na co czekałem z dużą ciekawością - grupka włochów z robotniczych dzielnic czyli Talco. Ja o nich wiedziałem mało, ale widać była spora grupka wśród publiki, która znała ich numery - jejku jaki to żywioł - muzyka to połączenie punka i ska a wiec świetne tempo no i do tego skakanie - wymiatające gitary a do tego trąbka i saksofon, które nakręcają melodię :) Błotko okrtune chlapało a ludzie jakoś mało się przejmowali, najwyżej zdejmowali buty. Ponieważ zrobiło się chłodno i trzeba swoje było odstać za potrzebą wróciliśmy dopiero na koniec koncertu Dikandy - znowu muzyka bałkańska, cygańska i tańce - przecież harmonia i skrzypce mogą powieśc ludzi w tany nie gorzej niż gitary... Swietna atmosfera! Zostaliśmy jeszcze trochę na koncercie kapeli z podkarpacia Ratatam = fajny bardzo rozbudowany skład folkowy, ponieważ akurat świętował swoją 10 rocznicę zaprosili m.in do kilku kawałków Ewelinę Flintę. Trochę fajnego bujania, ale nóżki po całym dniu bolą mocno.
Na głównej w tym czasie Helloween - klasyka heavy metalu z Niemiec  - całkiem fajne klasyczne brzmienie - słuchaliśmy tego ze wzgórza i śmialiśmy się wymieniając składy do których są podobni (ale nie były to kapele współczesne)... sporo popisów i koncert się przedłużał a przecież jeszcze tyle miało się zadziać tego wieczoru. Riverside polska kapela zafundowała świetny i magiczny koncert, aż dziw że tak wspaniale przyjęty na festiwalu, gdzie głównie się skacze) to brzmienia z pogranicza rocka progresywnego a'la Marrilion czy Yes, świetne solówki, pasaże snute na klawiszach, muszę czegoś poszukać o tej kapeli bo bardzo to smakowite. Teraz trwa coś na co wszyscy (a przynamniej ja) czyli projekt Republika 0 koncert w hołdzie Grzegorzowi Ciechowskiemu - to raczej nawet kilka projektów bo najpierw mieliśmy okazję posłuchać tego co obecnie robią muzycy z Republiki czyli nowe numery, dopiero potem zaczęli pjawiać się kolejni goście m.in. Lipa, Glaca, Tytus, Kasia Kowalska i możemy bawić się i wspominać te kapitalne numery jakie grała Republika... I obcy Astronom, Biała Flaga, telefony i wiele innych.
Jest druga a tu  jeszcze jedna dobra kapela - Dog eat dog, ale o tym może jutro...
A dlaczego falowanie? Ano ten dzień taki trochę dla mnie był pod znakiem falowania - w sensie muzycznym (reggae i potem na scenie folkowej) pogody (ech) i emocji - od zmęczenie i złości już na na depczących po namiotach, lejących gdzie popadnie, aż po poddanie się temu szaleństwu z odrobiną tolerancji. Ja już za stary jestem by się tak wygłupiać, na siłę się wyróżniać czy koniecznie uwalać do nieprzytomności, ale z drugiej strony nie mam zamiaru ich wszystkich za to, że tacy są potępiać... Człowiek gdy już ułyszy fajny koncert to i zmęczenie mu przechodzi. A więc falowanie. Z dołu do góry, z góry na dół. Odpoczywać się będzie w domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz