sobota, 13 kwietnia 2024

Mnich i Robot - Becky Chambers, czyli Psalm dla zbudowanych w dziczy oraz Modlitwa za nieśmiałe korony drzew

Sobota i czas na fantastykę, tym razem mocno nietypowo. Pozornie bowiem seria wygląda na coś mało poważnego i młodzieżowego. Oryginalne tytuły (prawda że piękne?), ciekawy pomysł, spora dawka pytań filozoficznych pojawiających się w trakcie lektury, humor, klimat tych opowieści - wszystko to zachwyciło mnie, urzekło i dostarczyło masę przyjemności. Piszę jedną notkę o obu tomach, bo raczej nie wyobrażam sobie czytania ich w oderwaniu od siebie.
A zdecydowanie gorąco polecam oba, bo to jedna z lektur która w tym roku zapadła mi głęboko do serducha. 

Są pewne rzeczy, które może i trochę uwierały, ale o nich za moment. Najpierw o zachwytach. A może jeszcze na początki dwa cytaty ze zdań otwierających oba tomy cyklu :) One trochę pokażą Wam dość specyficzną atmosferę tego co napisała Becky Chambers.

Problem z wypierdalaniem z lasu polega na tym, że jeśli nie jesteś bardzo szczególnym lub bardzo rzadkim typem człowieka, wkrótce zaczynasz rozumieć , dlaczego ludzie opuścili te tereny.

Czasem człowiek dochodzi do takiego punktu, kiedy po prostu trzeba spierdolić z miasta.

To bynajmniej nie jest tak, że to będzie stek bluzgów, rzecz prosta i głupawa. Te zdania raczej pokazują pewien kierunek - wyprowadzić trochę czytelnika ze strefy komfortu, wybić go z jego przyzwyczajeń. Z jednej strony pokazują tęsknotę jaka jest w jednym z dwóch głównych bohaterów - szuka swojego miejsca, odpowiedzi na swoje pytania, czasem idąc tam, gdzie nikt by nie poszedł. Z drugiej pokazują też, że nie ma on w sobie natury buntownika, raczej zwykle wybiera wygodne życie, bycie z ludźmi, ale jego wewnętrzna potrzeba szukania czegoś więcej, jest silniejsza niż wszystko inne. 


Mamy więc mnicha Dexa, który opuścił miasto i wygodne życie, by zostać wędrownym parzycielem herbaty. Zbiera, suszy, robi własne mieszanki, a gdy rozbija swoje obozowisko, przychodzą do niego ludzie, by móc napić się przygotowanego przez niego napoju, może wygadać, uspokoić, złapać oddech. Jest dobry w tym co robi. Sam jednak nie znajduje w tym spełnienia, coś ciągnie go na odludzia, na tereny, gdzie od dawna nie stanęła noga żadnego człowieka. Tam spotyka na swojej drodze robota Mszaczka, który staje się jego towarzyszem i przewodnikiem na tamtym odludziu, ale też w ramach wdzięczności, mnich postanawia zostać jego opiekunem tłumaczącym nasz świat w trakcie wyprawy, którą zapragnął podjąć robot. Przez lata światy ludzi i maszyn nie miały ze sobą żadnej styczności, w obu jest więc ciekawość, a z tej interakcji wynikają nie tylko zabawne nieporozumienia, ale i rodzące się ciekawe pytania.


Spytacie pewnie o to dlaczego te dwa światy się rozdzieliły. I to jest ciekawy aspekt całej historii. Wyobraźcie sobie cywilizację coraz bardziej stechnologizowaną, choćby taką jak nasza, w której dochodzi do rewolucji - roboty zyskują coraz bardziej samodzielność, świadomość, stają się coraz inteligentniejsze aż wreszcie mówią, że nie chcą dalej bezmyślnie pracować. Wolą udać się wgłąb dzikiej natury, na jakieś odludzie, by kontemplować piękno i sens istnienia. A ludzie, choć zszokowani, uszanowali ten wybór, uznając że nie mogą zmusić do niczego bytu, który sami stworzyli tak złożonym. Teraz będą musieli obywać się bez robotów i maszyn. Dokonało się to wiele pokoleń temu, więc jest bardziej legendą niż cząstką dobrze zapisanej historii. Dla ludzi to trochę trauma i wyrzut sumienia, że byli niczym właściciele niewolników. A roboty? One nie zastanawiają się nad tym co było. Potrafią cały dzień analizować piękno motyla, medytować przy drzewie czy kamieniu, obserwując wszystkie procesy jakie zachodzą w przyrodzie. Im się nie spieszy. Nie przeszkadza im pogoda, nie muszą jeść ani pić. Czego możemy nauczyć się od nich, a czego one od nas?

Pierwszy tom to spotkanie, drugi wędrówka po naszym świecie. Powracające pytanie na które próbuje uzyskać odpowiedź robot: czego pragną, czego potrzebują ludzie, okazuje się wcale nie tak proste do odpowiedzi. Jak wytłumaczyć emocje, wstyd, albo poczucie winy? Mszaczek próbuje zrozumieć, traktując ludzi trochę jako część wszechświata, który chce poznać. Co jednak charakterystyczne, mocno wybrzmiewa tu myśl o tym, że żadne ze stworzeń nie jest ważniejsze, nie powinno dominować, czy zawłaszczać sobie jakichś praw. Jest więc wyraźny wpływ idei ekologicznej, piękne są te opisy przyrody, kontemplacji, spojrzenia na świat, który bliski jest buddyzmowi. Samo życie wspólnot ludzkich (choć nie dowiadujemy się zbyt wiele detali), też pełne jest atmosfery, która bliska jest jakimś utopijnym wspólnotom, czy kibucom, gdzie nie ma pieniędzy, ale jest za to zbieranie punktów za okazaną życzliwość czy pomoc (przekazywane jako forma podziękowania), a żyje się w zgodzie z naturą. Przy okazji odkryłem definicję powieści z takimi wizjami przemian społecznych: solarpunk - ot, ciekawostka.
Ach i jeszcze jedna rzecz, która pewnie nie każdemu będzie pasować. Warstwa językowa do której trzeba się będzie przyzwyczaić. Mnich i robot to postaci niebinarne, używające różnych zaimków: mnich – oni, robot – ono. Szczególnie wywołuje to konfuzję gdy mnich mówi poszliśmy i nie wiadomo czy mówi tylko o sobie, czy jednak o nich obojgu. Przyznaję że mi to zgrzytało, ale stanowi też ciekawy, oryginalny koncept autorki. 
 

Ta lektura to okazja do refleksji i zadania sobie pytań, które jak sobie na własne potrzeby nazywam "lemowskimi", czyli np. o to czy inteligencja (np. sztuczna) to już byt, co nas odróżnia od maszyn i czy przypadkiem nie są to słabości, choćbyśmy upierali się że jest inaczej. Pojawiają się również pytania etyczne i filozoficzne o to jak człowiek przekształca świat i czy nie można byłoby egzystować z naturą w bardziej harmonijny sposób. Humor, nostalgia, spojrzenie na ludzką egzystencję z innego punktu widzenia, ciekawe pomysły na skonstruowanie bohaterów i fabuły - świetna mieszanka. Ktoś powie: naiwna bajka, ale moim zdaniem również pełną gębą opowieść dla dorosłych, która potrafi zauroczyć na długie tygodnie.

Nic nie ma celu. Świat po prostu jest. Jeśli chcecie robić rzeczy, które mają znaczenie dla innych, to świetnie! Doskonale! Ja też chcę. Ale gdybym chciało wpełznąć do jaskini i przez resztę moich dni obserwować stalagmity z Czarną Żabą Marmurkową, to też byłoby świetnie. Wciąż pytacie, dlaczego wasza praca nie wystarcza, a ja nie wiem, co na to odpowiedzieć, bo wystarczy istnieć w świecie i się nim zachwycać. Nie musicie tego usprawiedliwiać ani sobie na to zasłużyć. Wolno wam po prostu żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz