sobota, 9 kwietnia 2016

Jak wam się podoba, czyli all the world’s a stage...

Robiąc różne porządki na blogu, ze zdumieniem odkryłem, że notka o spektaklu "Kabaret" z Teatru Dramatycznego się dubluje, dopisuję więc tylko kilka zdań do tego co napisał Włodek, a w ciągu kilku dni pojawi się też wpis o jakimś filmie. Może o Zbuntowanej? A na miejsce mojego pitu pitu sprzed kilku dni wskoczy "Niebo nad Berlinem".

Dziś kolejny spektakl obejrzany w ramach transmisji wybranych spektakli z najsłynniejszych teatrów. I mogę rzec tylko: więcej! Chcemy więcej! Widziałem już chyba ponad połowę tego co u nas pokazywano, ale wciąż mi mało. W przyszłym tygodniu Kaci :) Kto ma ochotę niech zagląda na ten profil. Tam zarówno mniejsze kina, jak i sieciówki. Tym razem ucztowałem ze sztuką w Multikinie. 
Szekspir dotąd pokazywany był głównie w wydaniu The Globe, czy dość specyficznym, bliskim oryginałowi. Tym razem mieliśmy jednak próbę uwspółcześnienia jego sztuki, przynajmniej w warstwie wizualnej. I choć nie przepadam za takimi pomysłami, to tym razem jestem kupiony w 100%.


O ile bowiem scenografia w pierwszym akcie mnie raczej drażniła (biuro z wieloma biurkami, na nich komputery, lampki, a były ono zarówno scenerią pałacu księcia, jak i stajni, magazynów?), to potem po prostu szczęka mi opadła, jak zobaczyłem cudowne przejście do scen w lesie. Tak, tak, na naszych oczach biurka pofrunęły w górę i stały się drzewami, wśród których w dodatku siedzieli ludzie, udając ptaki. W kilkanaście sekund? No po prostu wielkie WOW! Byłem już parę razy zachwycony pomysłami na scenografię w spektaklach z Londynu, na to jak potrafią bawić się zmienianiem rekwizytów na oczach widowni, jak czarują światłem, ruchem... Ale tym razem przebili wszystko. Prosty, a jakże genialny pomysł.
Sztuki nie mam zamiary Wam streszczać. W komediach Szekspira często przebieranki i pomyłki wykorzystywane są do tego, by postacie mogły się lepiej poznać, zakochać w sobie lub po prostu zmienić swój charakter. Pal licho więc treść, bo jest dość błaha, choć to własnie z niej pochodzi całkiem sporo słynnych cytatów jak choćby ten, że świat jest teatrem, a ludzie aktorami. Może i chwilami jest zabawnie, ale też sporo tu chaosu i scen jakby doczepianych na siłę. 

Bawiłem się więc nawet nie samą treścią, czy grą aktorską, ale pomysłami reżyserskimi - choćby stadem owiec, muzyką śpiewaną na żywo. Wreszcie coś z dużym rozmachem, bo niejednokrotnie wkurzało mnie w oglądanych sztukach to, że ci sami aktorzy grali różne postacie. A z obsady najlepsze chyba panie: Rosalie Craig i Patsy Ferran grające Rozalindę i Celię - w ich grze i dialogach było najwięcej iskrzenia i ironii, reszta wypadał dość blado. Rozalinda chyba nawet ciekawsza w "męskim" i przebojowym wydaniu, niż w normalnej fryzurze i stroju. No tak stroje - tu znowu niestety pomysły bardziej współczesne i to takie od sasa do lasa. Przymykam jednak na wszystkie wady oczy, bo scenografia i humor sporych fragmentów przedstawienia, rekompensuje mi je aż nadto. Chętnie bym się wybrał na to nawet jeszcze raz. Bo póki co o zobaczeniu tego na żywo pozostaje pomarzyć. 

4 komentarze:

  1. Dobrze słuchać w oryginale......niestety ja nie mogę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście są napisy :)

      Usuń
    2. Ach, tak. To lepsze niż lektor, bo ja lubię wsłuchiwać się w wymowę angielską....

      Usuń
    3. naprawdę gorąco polecam! świetna sprawa. I dotknięcie zupełnie innego podejścia do teatru, do widza - bez zbytniego eksperymentowania, z humorem. Klasyka nie musi być sztywna

      Usuń