sobota, 12 lipca 2014

Antoine i Colette, Skradzione pocałunki, Małżeństwo, Uciekająca miłość, czyli 4 razy Traffaut


Wracam do François Truffaut. Pisałem już kiedyś o tym zdolnym samouku przy okazji jego pierwszego filmu, czyli 400 batów. I powolutku poznaję jego inne filmy, wciąż próbując odkryć co też w nich było oryginalnego wtedy i na ile mogą być ciekawe dziś. To taka moja edukacja filmowa. Oglądam sobie w tv 15 godzinną Odeseję filmową o historii kina i wciąż znajduję różne tytuły i nazwiska, które są mi kompletnie nieznane. Ale z jaką frajdą mogę się zatrzymać choćby przy Truffaut i powiedzieć sobie - to już znam! W moich polowaniach coraz częściej wychodzę poza Ale kino i Cinemax, bo i na innych kanałach znaleźć można perełki. Pomaga Filmweb - nie wiem czy z tego korzystacie, ale po zrobieniu listy filmów, które się chce obejrzeć (choćby korzystając z ich rekomendacji), portal sam wskazuje ci co i kiedy można znaleźć w tv. Piękna sprawa. Teraz tylko mieć czas żeby to oglądać.
No i żeby o tym pisać... Z powodu długiej listy szkiców notek, dziś wyjątkowo jedna zbiorcza notka o 4 tytułach.
 
Trochę też dlatego, że filmy Truffaut są do siebie podobne, połączone ze sobą nie tylko głównym bohaterem, ale wciąż wracają do nas fragmenty poprzednich filmów jako jego wspomnienia. Wątki autobiograficzne, żarty z samego siebie, a przede wszystkim ciekawe spojrzenie na młodych ludzi wkraczających w "dorosłe", samodzielne życie.  
Młody chłopak, którego poznaliśmy w 400 batach, czyli Antoine Doinel (w tej roli zawsze Jean-Pierre Léaud) jest już dorosły, wrócił z wojska i właśnie próbuje w Paryżu ułożyć sobie życie na nowo. Pierwsze mieszkanie, praca (nocny portier, detektyw, wreszcie w wytwórni płyt), zakupy, hobby, randki, zakochanie. W kolejnych epizodach i filmach Antoine ma coraz więcej lat, ale wciąż ma dziwny chłopięcy urok i dość luźne podejście do życia, do obowiązków. Nie lubi stagnacji, nudzi go małżeństwo gdy pierwsze porywy uczuć mijają, praca nie daje satysfakcji. Szuka. Siebie, swojego miejsca i sposobu na wyrażenie tego czego pragnie. Dziecko. Rozwód. Pierwsza książka (również autobiograficzna). I powrót do pierwszej miłości... 
Chwilami śmiesznie (fajne scenki życia rodzinnego Colette), chwilami raczej smutno. Dziś już pewnie takie filmy byłoby nakręcić. W zalewie tysiąca innych obrazów nikt by pewnie nie pamiętał poprzednich zakrętów życiowych bohatera, nie rozumiał by tych nawiązań, wspomnień i ich znaczenia. Do tego te sceny kręcone na mieście - nikt specjalnie nie silił się na to by wstrzymywać ruch, coś udawać - bohater po prostu idzie, a obok niego toczy się prawdziwe życie. Nie wiem na ile różne sceny były improwizowane, ale często ma się takie wrażenie. To nie tyle zamknięte fabuły, co po prostu zbiór różnych scen, wspomnień.  

3 komentarze: