środa, 10 lipca 2013

Cud w wiosce Santa Anna, czyli inne spojrzenie na wojnę. I kolejna rozdawajka


Film nagrała żona z telewizorka, a ja gdy ze zdumieniem odkryłem, że stoi za tym Spike Lee nie mogłem tego przegapić. Filmu wojennego raczej o nim się nie spodziewałem. Choć i tak trudno nie rozpoznać jego ręki. Tak jak np. u Allena raczej nie uświadczysz aktorów czarnoskórych, tak u tego reżysera na 100% zawsze są oni w centrum, a historie dotyczą kwestii równości, praw dla Afroamerykanów itd. Nawet gdy dotyczy to drugiej wojny światowej te wątki są na tyle mocne, że chwilami zastanawiamy się nawet po co one tam są, bo zasłaniają całą historię... A przecież wszystko zaczyna się zagadką niczym w jakimś kryminale - mamy morderstwo dokonane przez starszego pracownika poczty, a w jego domu znaleziono zabytek z Włoch oceniany jako bardzo wartościowy. Czemu zabił? Jak wszedł w posiadanie głowy posągu? Ślady prowadzą do przeszłości i to właśnie historia żołnierzy z 92 Dywizjonu (i słynnych Buffalo Soldiers) walczącego w Toskanii będzie stanowiła centrum prawie 2,5 godzinnego filmu.
Dziwne to połączenie tragedii wojennej, okrucieństwa Hitlerowców, do tego pomiatania przez białych oficerów ciemnoskórymi żołnierzami (to nie nasza wojna, my jesteśmy mięsem) i jeszcze jakichś wątków pobocznych dotyczących miejscowych legend, relacji między różnymi grupami włoskich cywilów i partyzantów, postaci zagubionego chłopca, który podobno rozmawia z duchami. Relacje biali - czarni, wojna (dość krwawe obrazy) i tajemnicza historia z początku filmu - nasza uwaga przerzuca się z jednego tematu na drugi i to moim zdaniem spora wada filmu. Całość gatunkowo balansuje, ale i klimat się zmienia (bo relacja chłopca i jednego z żołnierzy jest raczej sympatyczna i rozczulająca), w miarę spokojne sceny i dialogi przeważającej części obrazu nijak nie zapowiadają masakry pod koniec, a ta znowu nijak ma się do bardziej hollywoodzkiego zakończenia.
Dramat wojenny, ale moim zdaniem zbyt przekombinowany i zbyt długi (za dużo naraz próbuje nam się opowiedzieć)...

********************************************************************************
Obiecywałem sobie, że na jakiś czas dam sobie na wstrzymanie z rozdawajkami (dwie jeszcze trwają - zapraszam do zakładki konkursy), ale jak tu nie skorzystać z takiej okazji. Sam jestem ciekaw tej książki (w drodze do mnie), a dzięki uprzejmości p. Natalii z BookSenso i wydawnictwa Otwarte, mam możliwość podzielenia się z Wami tym tytułem. Do rozdania dla zainteresowanych aż 3 egzemplarze. A zadanie bardzo proste :) O tym na koniec, a na razie o samej książce. Na tą chwilę podrzucam Wam link do recenzji Alison i garść materiałów prasowych. Sami oceńcie czy warto się starać. Wykorzystane zdjęcie, udostępnione dzięki uprzejmości National Archives jest autorstwa J. E. Westcotta.
Dziewczyny atomowe amerykańskiej dziennikarki Denise Kiernan to opowieść o kobietach pracujących przy trzymanym w największej tajemnicy naukowym projekcie rządu USA...
Rok 1943. Tysiące młodych ludzi przyjeżdża z najodleglejszych zakątków Stanów Zjednoczonych do pracy. Wiedzą, że ich praca będzie służyła tylko jednemu celowi: szybkiemu oraz zwycięskiemu zakończeniu wojny. Nie znają jednak konkretnego celu swojej podróży, rodzaju wykonywanej pracy, ani miejsca, do którego mają się udać. Nie wiedzą także, jak długo będą musieli tam pozostać. Przyjdzie im żyć i pracować w mieście zbudowanym od zera dla jednego jedynego celu: wzbogacenia uranu potrzebnego do budowy pierwszej bomby atomowej mającej być użytą w walce.
Wśród pracowników zaangażowanych w projekt było wiele młodych kobiet, które opuściły rodzinne domy, by na własny sposób wziąć udział w tej wojnie. W każdym zakątku, od działu kadr po laboratoria chemiczne, roiło się od kobiet. Pracowały jako sprzątaczki, sprzedawczynie, chemiczki, telefonistki, a czarnoskóre – nawet jako robotnice kolejowe. Do wielu z nich Denise Kiernan udało się dotrzeć, by wysłuchać ich wyjątkowych opowieści. Dziewczyny Atomowe są ich zapisem.
Jak to w zamkniętych miastach bywa, gdy zgromadzi się nie tylko wojskowych, ale i cywilów, którzy zostawili przecież swoje rodziny, oprócz zapewnienia im warunków do życia fizycznego, trzeba było też walczyć z różnymi problemami psychicznymi. Kusi mnie więc w tej książce nie tylko sama historia i kulisy tego projektu, ale to, że to okazja do spojrzenia na różne postawy i decyzje kobiet w tamtych czasach - wojna paradoksalnie sprzyjała ich emancypacji i wyzwoleniu. Czy czyniło je to szczęśliwymi?
W tej historii jest i polski ślad. Jedną z bohaterek Dziewczyn Atomowych jest Celia Szapka, Amerykanka polskiego pochodzenia, sekretarka przeniesiona z biura projektu w Nowym Jorku... Celia szybko przyzwyczaiła się do aury tajemniczości. Podpisała mnóstwo dokumentów, bez słowa protestu zgodziła się na pobranie odcisków palców i z cierpliwością wysłuchała kilku pogadanek o tym, że nigdy nie powinna rozmawiać o tym, czym się zajmuje. To miejsce stało się jej nowym domem.

No dobra. To teraz do rzeczy. Kto ma ochotę na zdobycie książki, proszę o wykonanie małego zadania: 
Proszę o odpowiedź na proste pytanie: Jaką nazwę nosił amerykański tajny projekt o którym mowa w książce? Odpowiedź wysyłacie na adres mailowy przynadziei@wp.pl. I tyle. Książkę zdobywa trzecie, szóste i dziewiąte w kolejności zgłoszenie. Czas do 21 lipca do północy. Listę zwycięzców postaram się zamieścić w dniu kolejnym. Organizatorem rozdawajki jest mój blog, ale książki na nagrody przekazuje Wydawnictwo Otwarte. 
Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem. Jakby co, różne wątpliwości rozstrzygnę jak najszybciej i dopiszę tu do zasad.   

10 komentarzy:

  1. Brzmi interesująco. Takie inne spojrzenie na ogół działań związanych wokół projektu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie bym przeczytała chociaż efekt tego projektu był potwornym złem. Może wygram.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie nikt z pracujących przy nim (oprócz kilku głównych naukowców) nie zdawał sobie z tego sprawy... myślę, że groza potem do nich dotarła - żadna zemsta ani wojna nie tłumaczy tego co się zadziało

      Usuń
  3. Też mam nadzieję że mi się poszczęści :)
    O książce już słyszałam i mam na nią wielką ochotę.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę więc spróbuję szczęścia :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka mnie zaintrygowała. Zaraz wyślę zgłoszenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż za koincydencja. Od kilku miesięcy nie miałam dostępu do prasy w związku z przeniesieniem w inne miejsce. I dziś akurat zjechały do mnie do magazynu kwartalne Przekroje, Wysokie obcasy i inne takie smaczki. I tak przeglądałam te Przekroje zanim je zapakowałam i odłożyłam na miejsce i trafiłam na artykuł o Dziewczynach atomowych. I myślę sobie: oooo to, to! Zachodzę do Ciebie a tu taka niespodziewajka. Już maila do Ciebie ślę:)

    P.S książka Pra wyruszyła w drogę powrotną do Ciebie. Wybacz, że to tak dużo czasu mi zajęło!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma problemu :) i powodzenia w rozdawajce. Będę miał jeszcze jeden egz Atomowych Dziewczyn który prawdopodobnie dołączy do książek wędrujących

      Usuń