Dziś od rana wszystkich chyba zasmuciła wiadomość o wycofywaniu się Weltbild z Polski i możliwym końcu marki "Świat książki". Smutne to bardzo i mam nadzieję, że do tego drugiego nie dojdzie - byłaby szkoda wielka.
Ciężko ostatnio znaleźć czas na cokolwiek i łapię się na tym, że książek głównie słucham, a nie czytam. Z filmami idzie też jak po grudzie - rzadko kiedy mam siłę i czas by obejrzeć coś w całości od początku do końca, chyba, że jest to serial. A z pisaniem - mimo, że materiałów na notki trochę jeszcze w zapasie jest, łapię się na tym, że odkładam na później wszystko co wymaga większego wysiłku i skupienia. Wybaczcie więc, że dziś króciutko. A będzie o filmie "Wszyscy Twoi święci".
Film to autobiografia Dito Montiela i adaptacja jego powieści opowiadającej o dorastaniu na peryferiach Nowego Jorku. Można wzruszyć ramionami, że o tym już tyle razy było, ale mimo że film nie jest łatwy w odbiorze, nie dzieje się tu tak wiele jak np. w Uśpionych, czy filmach Scorsese, Spike'a Lee, to i tak można go obejrzeć aby jeszcze raz zobaczyć to samo raz jeszcze, tym razem oczyma kogoś innego. Gangi, włóczenie się bez celu, przyjaźnie i głupie zasady "lojalności", pierwsze miłości, przemoc, ogromne pragnienie na zmianę swojego losu i niestety brak na to perspektyw.
Główny bohater - Dito (ciekawa rola Roberta Downeya Jr. - zaczynam lubić faceta) jest znanym pisarzem, który od lat nie był "na starych śmieciach". W młodości po pewnej kłótni z ojcem i by uciec przed kłopotami, które nad nim zawisły, wyjechał z domu i zerwał wszelkie kontakty. I oto teraz po telefonach od dawnych przyjaciół i na wiadomość o chorobie ojca wraca do dzielnicy, w której się wychował. Wspomina to wszystko co przeżywał wtedy, przed czym chciał uciekać. Kim był wtedy, kim jest teraz i co z przeszłości miało wpływ na to kim się stał? Wracając do wszystkich tych ludzi, miejsc, wspomnień, Dito zaczyna odkrywać, że wciąż tkwi w nim jakaś zadra, że jakąś cząstkę siebie zostawił wtedy gdy stąd zapragnął wyjechać jak najdalej.
Film przeplata ze sobą dwie perspektywy czasowe: mamy wspomnienia z lat 80-tych (nastoletniego Dito gra Shia LaBeouf) oraz wizytę w domu rodzinnym w Queens po kilkunastu latach. Akcja nie ma charakteru ciągłego, to raczej pewne sekwencje scen, dialogów, pojedynczo może mało znaczących, ale z pełnej perspektywy widząc je możemy wyłapywać ważne niuanse. Fajnie jest pokazane "niedostosowanie" chłopaka do otaczających go realiów, niechęć do przemocy, poczucie, że ojciec nie do końca go akceptuje, że przekłada swoje uczucia na jednego z jego przyjaciół - silnego i trochę mało rozgarniętego typka. Dopiero po latach i syn i ojciec mają możliwość wyzbyć się swoich uprzedzeń i szczerze porozmawiać o tym co się między nimi zadziało.
Film o przebaczeniu, o powrocie do własnych korzeni, by przyjrzeć się im na nowo. Wielu jego przyjaciół siedzi w pudle, albo umarło. Gdy wszyscy byli młodzi takie historie nie stanowiły dla nich żadnej przestrogi - teraz po latach zmuszają jednak do przemyślenia wielu rzeczy na nowo.
Ciekawe. I czuje się w tym dużo szczerości. Autor książki sam postanowił wyreżyserować film i to się czuje.
film obejrzałem na platformie iplex.pl
Z RDJem polecam Kiss Kiss Bang Bang, rewelacyjny film.
OdpowiedzUsuńsprawdzę dzięki!
UsuńJa również zobaczę, dziękuję.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zaczęłam oglądać, ale początek tak mnie znudził, że wyłączyłam. Nie wiem, czy wrócę, nawet dla Downeya. ;)
OdpowiedzUsuń