sobota, 29 grudnia 2012

Kapitalizm, moja miłość, czyli uczyć się, dyskutować, ale myśleć samemu

Mała przerwa w podsumowaniach tego roku (jest ich ostatnio tyle, że trudno to ogarnąć) - dziś o kolejnym dokumencie Michaela Moore'a, a podsumowanie filmowe pewnie jutro. Moore jest uważany za twórcę kontrowersyjnego, nie tylko ze względu na tematy jakimi się zajmuje, ale raczej na sposób podejścia do nich. Miałby facet zapewniony etat w każdej telewizji totalitarnego państwa gdzie jego twórczość świetnie by pasowała do stosowanej w mediach manipulacji. Tak zestawiać fakty, by przywalić tym których się nie lubi (Bush i prawica), tak dobrać argumenty i zagrać na emocjach, by człowiek się przejął i żeby nie szukał kontrargumentów. Szykujcie się na 2 godziny jazdy bez trzymanki, gdzie padną ostre oskarżenia, zobaczycie łzy i wściekłość prostych ludzi, którzy mają utwierdzić nas w prawdziwości stawianych tez oraz wygłupy samego reżysera, który jak tylko może stara się przykuć naszą uwagę. Czego tu nie ma - od przeciwstawienia kapitalizmowi demokracji, nawoływania do łamania prawa (bo jest niedobre) aż do sugerowania, że rozwiązaniem jest socjalizm. Ale w tym wszystkim nie da się ukryć sporo jest perełek, które wyciągnięte na wierzch mogą zmrozić krew w żyłach. Fajnie ogląda się to w zestawieniu z fabułami poświęconymi kryzysowi finansowemu np. Zbyt wielcy by upaść. O tych samych sprawach tyle, że innymi słowami. To trochę tak jakby o problemach społecznych zamiast szukać różnych wyważonych danych i raportów, opierać się na emocjonalnych zagrywkach Ikonowicza, albo z drugiej strony Korwina Mikke. To pewnie temat na inną notkę, ale to co fajnie wygląda w teorii bardzo często nie uwzględnia niuansów i problemów pojedynczych ludzi (Korwin). Z drugiej strony - nie da się stworzyć dobrych przepisów, które by chroniły wszystkich i jednocześnie nie powodowały dziury w budżecie (Ikonowicz). Cytowane przed Moore'a plany Roosevelta by wprowadzić kolejną poprawkę do konstytucji dającą gwarancję prawa do tanich mieszkań, dobrze płatnej pracy itd. to mrzonka, której nie da się zrealizować w dużym kraju.               

 
Ale żeby nie przedłużać - kilka słów o filmie. Wychodząc od kryzysu finansowego i ogromnych machlojek bankowych i giełdowych, Moore problemem nazywa całą budowana po wojnie w Stanach gospodarkę - pragnienie sukcesu, bogactwa, realizacji marzeń. To wszystko dla niego jest złem (potrafił nawet wywołać do odpowiedzi biskupa, by wydobyć nazwanie kapitalizmu dziełem szatana), bo oto potrafi nam udowodnić, że obecnie są ludzie, którzy tracą pracę, domy, sens życia. Skoro traci tak wielu, a bogatych jest tak mało, to nic innego jak spisek, oszustwo i trzeba teraz zabrać bogatym, by każdy miał po równo. Oto wizja szczęśliwa, którą rysuje nam jako lek na całe zło. Wiem - brzmi to kabaretowo i mało poważnie, ale trochę taki mają charakter jego filmy - jest problem, więc oto proste rozwiązanie. Emocji tu dużo, a demagogia przeplata się z sensownymi dowodami na duże przekręty (np. wykupywanie polis dla pracowników bez ich wiedzy). Realne problemy i poszukiwanie rozwiązań w zestawieniu ze zdjęciami Busha i doradców, a dowody na przekręty (oj sporo tego) z negowaniem całego systemu. Szkoda, że to takie mało zgrabne - wyszła agitka zamiast dobrego dokumentu. Nawet zdjęcia z Obamą (oto ten co wszystko naprawi) już tak nie oburzają, raczej śmieszą w kontekście tego co przez te 4 lata się w Stanach zmieniło (a podobno to Bush był zły) dla chętnych coś z dzisiejszej GW.

Faktem jest, że giełda i wielkie pieniądze już dawno postanowiły wpływać na rzeczywistość - robią to skutecznie i rzadko o tym się dowiadujemy. Wpływają oczywiście nie po to by ludziom żyło się lepiej, ale by to im żyło się jeszcze lepiej. Gdyby Moore nie bawił się w krytykę budowania w Stanach kapitalizmu, tylko skupił się na pokazaniu tych afer spokojnie by to wystarczyło i być może miało większą siłę rażenia. A tak? Spokojnie można nakręcić równie długi film pokazujący ile tu bełkotu i błędnych analiz. Po prostu zbyt dużo uogólnień i emocji by zgodzić się z wymową całości. 
Ale obejrzeć warto, a nawet trzeba (na youtube do odnalezienia w całości). Ja chyba jednak poszukam Inside Job Charlesa Fergusona - podobno dużo lepsze.        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz