poniedziałek, 3 grudnia 2012

Złudzenie - Thomas Erikson, czyli jakie to proste



Mieliśmy już kryminały pisane przez wojskowych, historyków, prawników i każdy z nich próbował jakoś do książek przemycać troszkę tego na czym się znał. Oprócz motywów w "Uwikłaniu" Miłoszewskiego nie kojarzę jednak mocnego wykorzystania w kryminałach wiedzy z zakresu psychologii (mylę się? znacie takie przykłady?). I oto jest. I to mocne wejście, bo za pisanie zabrał się behawiorysta, trener, który na co dzień zajmuje się szkoleniami dla biznesu. Dla kogoś może to być zwykła manipulacja, socjotechniki dobre do zarządzania ludźmi i załatwiania interesów, tu autor przekonuje nas, że ta wiedza może być przydatna również w życiu prywatnym, we wszystkich kontaktach z ludźmi i jak się okazuje w prowadzeniu śledztwa.
"Złudzenie" Thomasa Eriksona (jego debiut) to niezłe połączenie thrillera i kryminału. Nie ma tu, jak to często bywa w skandynawskich książkach, które zalały nas sporą falą, mrocznej atmosfery, depresji popijającego i samotnego policjanta, tajemniczego morderstwa na jakimś odludziu. Jest "po amerykańsku" - zaczynamy strzałem snajpera na sali pełnej ludzi, a potem spirala niepewności i podejrzeń tylko narasta.
 
Snajper dokonuje morderstwa, a może lepiej nazwijmy to egzekucją, bo nie chciał zapłacić za "ochronę". Teraz spora ilość bogatych ludzi dostała podobne oferty nie do odrzucenia, a nauczeni tym jednym przykładem, długo zastanawiają się nad odmową. To nie są żarty - zrodził się nowy pomysł na działalność przestępczą - połączenie biznesu w białych rękawiczkach i wymuszeń, które dotąd przypisywano bandziorom w kominiarkach. Gra idzie o miliony, a policja jest bezradna ze swoimi bazami danych pospolitych rzezimieszków.
W śledztwie być może pomocny okaże się nasz bohater - alter ego autora, czyli trener biznesu i psycholog, który na tyle zainteresował się jedną z funkcjonariuszek prowadzących sprawę, że jest skłonny poświęcić swój czas, za który zwykle pobiera grube honoraria. Jego analizy osobowości ludzi niewiele mają wspólnego z pracą profilerów policji, to raczej wykłady na temat teorii czterech podstawowych typów (sangwinik, choleryk itd.) tu pod nazwą "kolorów". Jakie to proste, prawda? Po spotkaniu z człowiekiem, albo nawet zobaczeniu jego mieszkania już wiesz o nim wszystko, potrafisz z nim postępować i zwykle jesteś w stanie załatwić to co chcesz... Troszkę naiwne, ale tu całkiem fajnie opisane, przykłady nie są jakieś przegięte, więc nie będę się czepiał.     
Dodatkowo równolegle pojawia się bardzo ciekawy wątek dziwnego zlecenia jakie otrzymuje pewien dziennikarz. Obie sprawy mają ze sobą coś wspólnego, ale co tego Wam nie zdradzę.
W każdym razie książka - mimo, że gruba cegła - czyta się szybko i trzyma w napięciu. Skupieni jesteśmy nie na jednej postaci, ale śledzimy wydarzenia z punktu widzenia przynajmniej kilku osób (to i dobrze, bo superbohater chyba wszystkim się przejadł), nie ma tu miejsca na znudzenie, a wszystko nieźle skomplikowane zmierza do finału, który na szczęście (jak się zdarza) nie rozczarowuje.
Spora przyjemność. Bez zachwytów, ale też bez rzucania książką przed jej zakończeniem. Czasem takie czytadło może dać chwilę wytchnienia i emocji (no, może troszkę mało tu tych ostatnich).

Książkę wydaną przez Wydawnictwo REA otrzymałem od AIM Media. Bardzo dziękuję!
Kto ma ochotę zapoznać się z fragmentami książki są dostępne legalnie do wysłuchania w interpretacji Janusza Zadury:
http://www.youtube.com/watch?v=VY_-57RJfYo

PS Zachęcam też do zerknięcia do zaległej notki (Ci co mnie odwiedzają wiedzą o tym zwyczaju wypełniania wszelkich notek bez tematu) - tym razem o pierwszym tomie Akunina z serii Kryminał prowincjonalny: Siostra Pelagia i biały buldog

5 komentarzy:

  1. "Złudzenie" czytałam dobrych parę tygodni temu i byłam nim bardzo pozytywnie zaskoczona, zarówno ze względu na to, że głównym bohaterem nie jest w końcu zachwiany emocjonalnie policjant-alkoholik (jak to zwykle jest w skandynawskich thrillerach) oraz ze względu na dosyć niesztampowe zakończenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę książkę, również dzięki uprzejmości AIMmedia. I właściwie podobała mi się. To dobra lektura, której warto poświęcić nieco wolnego czasu :) Choć mnie odrobinę nieco wkurzały te ciągłe porównania do rodzajów osobowości, częste przypomnienia, jaka osoba się czym charakteryzuje ;] Ale ogólnie przebolałam :P

    OdpowiedzUsuń
  3. U którego to ze Skandynawów mordercą okazywał się psycholog policyjny, którego kryła siostra? Oboje zaś, jako dzieci, byli ofiarami porwania i przetrzymywania przez psychopatkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzy mi się z "Gorączką kości", ale jej autorką jest szkocka pisarka, więc to chyba nie o tą książkę chodzi.

      Usuń
    2. prawdę mówiąc nie kojarzę...

      Usuń