poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Paranormal activity, czyli chałupnicze a i tak straszy

No to coś zupełnie z innej bajki. Za horrorami nie przepadam, ale może dlatego, że potem (jeżeli dobry horror) mnie nosi z jakiegoś niepokoju. Ale już dawno tak sie nie działo - i nie tylko dlatego, że unikam tego gatunku co po prostu niespecjalnie mnie kręcą kolejne wersje tego samego, bez żadnego nastroju, tajemnicy tylko z hektolitrami krwi (jak nie Piła to inne podobne)... A przecież można inaczej. Już pare lat temu pokazało to kilku zapaleńców kręcąc Blair Witch Project, teraz w bardzo podobny sposób zauroczyli publikę ci co zainwestowali w projekt Orena Peliego. Cholera za kilkanaście tysięcy dolarów nakręcić coś co kosi w kinach setki milionów - piękna rzecz. Szkoda, że często tacy geniusze potem już tylko odcinają kolejne kupony od popularności. Taki już widać urok fabryki snów - za miast na oryginalność trzeba stawiać na dojenie widza dopóki chce płacić za oglądanie wciąż tego samego.
Uwaga - dla tych, którzy nie widzieli, a chcą obejrzeć odradzam czytanie - nie zdradzam zakończenia ale lepiej poprzestać jedynie na notkach prasowych i nie czytać recenzji!
***
Niby nuda. Niby proste, a nawet prostackie. Ot wystarczy kupić kamerę cyfrową, dobry mikrofon, trochę programów komputerowych do obróbki i potem tylko łazić z narzeczoną/sypmatią pod domu i gadać o duchach. Czasem można jakiś malutki efekcik dołożyć, żeby nie było za spokojnie - ot może drzwi same się zatrzasną, pojawią się ślady na podłodze, albo rozbuja się żarandol. Katie i Micah sa własnie taką parą - ona twierdzi, że od dzieciństwa "coś" się za nią plącze i np. stoi nad nią w nocy, on postanawia to "coś" złapać na kamerę i obsesyjnie gania po domu, mimo, że coraz więcej ma dowodów, iż to nie żaden żartowniś tylko siła, którą trudno będzie sfilmować. Ale nie szukajmy to logiki, liczy się, żeby było napięcie i żeby nas przekonać, iż mamy do czynienia z czymś autentycznym. Oto taśmy prawdy odnalezione po latach - kamera się trzęsie, ludzie zachowują się w dzień naturalnie, a w nocy panikują (aktorsko poziom szkolnego kółka teatralnego), a my mamy siedzieć i gryźć paznokcie wierząc, że to samo może przydarzyć się i nam. Jakiekolwiek prawdziwe straszenie zdarzy się dopiero i tak pod koniec filmu, ale siedząc i oglądając ciemne, puste mieszkanie, bieganie po domu w poszukiwaniu tego co tym razem stuknęło i tak wprowadza w stan niepokoju (chyba najlepiej oglądać samemu bo w kinie zawsze znajdzie sie życzliwy, który to napięcie zepsuje).  A w domu zawsze potem po filmie możemy połazić po ciemnym mieszkaniu i wsłuchać się w jego odgłosy. Konia z rzędem temu kogo czasem ciarki nie przelecą. No chyba, że ktoś nie podda się atmosferze tego filmu i za wszelką cenę będzie szukał w nim logiki albo walorów artystycznych. Z takim podejściem lepiej sobie odpuścić bo to półtorej godziny "teatrzyku" w którym nie ma ani jednego ani drugiego. Liczy sie tylko ta atmosfera i pomysł.
Proste, a efekt prawie taki jak opowiadane historie o duchach w naszym dzieciństwie (ja prawie zawsze się temu poddawałem).

5 komentarzy:

  1. Jestem strachliwą osóbką i po horrory rzadko sięgam. Od czasu do czasu jednak robię wyjątki, więc i może ten film obejrzę w przyszłości;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ma ciekawy pomysł i klimat więc chyba warto :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam horrory:]
    Jeśli miałabym wskazać gatunek, który najmocniej do mnie przemawia opowiedziałabym się właśnie za kinem grozy:]
    Oglądałam ten film ok roku temu, niestety nie potrafiłam odnaleźć się jego atmosferze :)
    Blair Witch Project wywarł na mnie o wiele większe wrażenie i jeśli miałabym do któregoś z tych filmów wrócić zdecydowanie zabrałabym się za ten drugi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tamten na pewno był pierwszy i to był pewien przełom... ale i ten nie jest zły. Czwarty stopień wykorzystywał ten sam pomysł "realności"

    OdpowiedzUsuń
  5. TEN FILM NIE NALEŻY DO ŁATWYCH ,JEST NAWET TROCHĘ DZIWNY ,ALE WCIĄGA I NALEŻY DO TYCH KTÓRE OGLADA SIĘ PO KILKA RAZY -DLA MNIE CIEKAWY ,NIETYPOWY-POLECAM :)

    OdpowiedzUsuń