sobota, 3 października 2020

Stacja Tokio Ueno - Yu Miri, czyli gdy życie przerasta

 Na FB pisałem wczoraj, że jakoś lektury i filmy, a może raczej tematy z nimi związane pochodzą do mnie ostatnio parami. A więc na początek: Japonia. O serii z Żurawiem od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego pisałem już kilka razy i za każdym razem sięgam po kolejne tytuły z dużą ciekawością. A gdy jeszcze Jarek Czechowicz z "Krytycznym okiem" daje swoją rekomendację, to znaczy nie ma co odkładać na potem.
W głowie mam nie tak dawną lekturę "Dziewczyny z Kobini", tym razem jednak otrzymujemy coś więcej niż pojedynczą historię człowieka. Choć to powieść, czuje się w niej ducha reportażu, umiejętności słuchania opowieści, rozmów, oddania emocji. I choć to spojrzenie na Japonię jak najbardziej współczesną, to jakże to inne spojrzenie, od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie kojarzymy raczej tego kraju z problemem bezdomnych, być może umiejętnie takie obrazki skrywa się przed turystami. I jak pokazuje tak książka, nie tylko przed nimi.


Jednym z poruszających jej fragmentów jest bowiem opis tego jak raz na pewien czas każde z nich jest zmuszane do tego, by rozebrać swój skromny dom z kartonów, zabrać wszystko co się ma i usunąć z parku, w którym znaleźli tymczasowe schronienie - policja i służby porządkowe informują ich na dzień przed wizytą oficjeli i mediów w okolicy, a kto by się nie podporządkował, naraziłby się na duże problemy. Japonia wstydzi się biedy? Woli pokazywać sukces i nowoczesną twarz? Poza takimi akcjami porządkowymi władze raczej się nimi nie interesują - sami muszą znaleźć sposób na to, by raz na jakiś czas się umyć, by mieć co zjeść. W dużym mieście na pewno o to łatwiej. Większość z nich dlatego właśnie do stolicy ciągnęła - z prowincji, za pracą, za nadzieją, może by zapomnieć o tym co trudne i bolesne.
Tak właśnie było z narratorem tej historii. Opowiada nam swoją historię, ale dzięki niemu też "podsłuchujemy" rozmowy o codziennych sprawach takich jak on. Kazu jak twierdzi życie ma już za sobą, zamknięte, bo już nie miał w nim nic co by nadawało mu sens. Los mu nie sprzyjał, może sam też nie potrafił wziąć się z nim za bary, poddając się fali, czasem niestety zostawiając bliskich za sobą. Cierpiał, ale wciąż miał świadomość, że może dzięki jego pracy, ich los będzie lepszy. A teraz nie ma już nic.
Ile takich historii moglibyśmy usłyszeć od tych, którzy za schronienie mają jedynie parę kartonów, może siatkę rzeczy i jakiegoś przygarniętego zwierzaka, który sprawia, że nie czują się tak bardzo samotni...
Smutna książka. Troszkę surowa to proza, ale jest w niej coś wyjątkowego. Jak mówiłem - niby to nie reportaż, mimo wszystko porusza jakąś czułą strunę w nas. Bo w tych fragmentach historii, rozrzuconych na kartach powieści, czuje się prawdziwe życie. Z radościami, smutkami, nadzieją lub jej brakiem. Może nie dla każdego będzie łatwo przebijać się przez opisy zwyczajów, obrzędów religijnych, sporą liczbę określeń, które trzeba wyjaśniać w przypisach, moim zdaniem jednak warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz