poniedziałek, 5 października 2020

Imperium chmur - Jacek Dukaj, czyli Lalka i haiku



Niełatwo napisać coś o tej książce, bo choć Jacek Dukaj przyzwyczaił nas do tego, że stawia swoim czytelnikom wyzwania, tym razem jednak eksperyment może być trudny do strawienia dla niektórych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że fabuła, choć atrakcyjna, tym razem mocno została podporządkowana pewnemu pomysłowi filozoficznemu i językowemu. 
To taka proza, która wymaga uwagi, którą trzeba się rozsmakować. Ktoś, kogo skusi sam pomysł fabularny, kto po pierwszych fragmentach z opisami walk wojennych, będzie liczył na więcej i więcej, srogo może się rozczarować.
Warto z góry zaznaczyć, że nie jest to tekst nowy - ukazał się już prawie dwa lata temu w zbiorze Inne światy, czyli antologii tekstów inspirowanych pracami Jakuba Różalskiego. Teraz ta minipowieść ukazuje się jako odrębna książka, dodatkowo wzbogacona o ilustracje Aleksandry Uklei.
Prace Różalskiego, łączące elementy futurystyczne z historią, nie tylko z naszego terenu, ale i z Japonii, zainspirowały Dukaja do pomysłu w założeniu bardzo ciekawego. Umieszczając akcję powieści pod koniec XIX wieku, w okresie Meiji, czyli ogromnych przemian w Japonii, gdy cesarz postawił na unowocześnienie kraju, na wpływy kultury zachodniej, stawia przed nami pytania o konfrontację tych dwóch cywilizacji, ale sposobów myślenia. Bo nie tylko o rozwój tu przecież chodzi, o przewagę militarną, ale raczej o to co może stać się źródłem tej przewagi, co może być tym bogactwem kulturowym, duchowym, czy filozoficznym, na którym zbuduje się sukces. Kończy się pewna epoka, samuraje odchodzą w przeszłość, ale przecież jedynie naśladując inne kraje, nic się nie zbuduje trwałego.
Przy okazji to nie tylko opowieść o Japonii, o mentalności jej mieszkańców, ale i o nas. Skąd Polacy na wyspach? Ano wykorzystując otwarte zakończenie Lalki Bolesława Prusa, Dukaj wysyła tam Stanisława Wokulskiego, emisariusza Kraju, Którego Nie Ma, by przekazać cesarzowi technologię opartą na odkryciu doktora Geista: produkcji metalu lżejszego od powietrza. To on ma dać Japonii przewagę w wojnie z Rosją, a tym samym osłabić jednego z naszych ciemiężycieli i otworzyć drogę do niepodległości. W górskich stoczniach Hokkaido, zbudowanych pod okiem Juliana Ochockiego, powstaje flota Cesarskiej Marynarki Nieba. A każde słowo inżyniera zapisuje Kiyoko, córka samuraja, zbuntowanego przeciwko zmianom jakie wdraża cesarz. 
I to właśnie ona jest w centrum tej historii, na początku jako obserwatorka, może nieświadoma do końca swojej roli, w tym wszystkim co się dzieje, a potem z goryczą i pokorą, przyjmując swój los. Dukaj bawi się z nami bowiem, wskazując iż to nie w samym wynalazku jest ukryty fenomen jego funkcjonowania - nikt nie potrafi przecież tego opisać, wytłumaczyć, nazwać. To słowo, czy też raczej umysł, który je stwarza na nowo, nadaje ducha i sprawia, że metal będzie unosił się w powietrzu. W tym co ma być przeżytkiem, czyli kaligrafii, w języku używanym przez tyle pokoleń, ma być ukryty sekret, którego europejczycy nie są w stanie zrozumieć i uchwycić. Czyste idee, które da się ująć w umyśle, w poezji, w kreślonych znakach, ale nie w formułach do przetłumaczenia, choćby się bardzo tego chciało.
Może i komuś się to wyda grafomanią, na siłę rozciągniętym pomysłem i zlepkiem fascynacji autora, przy pewnym wysiłku jednak sami też jesteśmy w stanie zachwycić się tym tekstem. Nie steampunkowymi opisami bitew i wątkami politycznymi, ale właśnie tą drugą warstwą. Jego surowością i poetyckimi, tak bliskimi kulturze japońskiej niedopowiedzeniami, myślami i obrazami, które pozornie się nie łączą. Do czasu. Ale to już trzeba odkrywać samemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz