poniedziałek, 29 lutego 2016

Moje córki krowy, czyli Oscary za nami, ale my też robimy dobre kino


No i pięknie. Emocje za nami, za Oceanem rozdali swoje nagrody, a Ty widzu teraz sam musisz odsiać ziarno od plew i ocenić co było warte tyle hałasu. Ze względu na Spootlight i Vikander bardzo się cieszę, zresztą generalnie widzę, że w moich typowaniach sprzed dwóch dni było całkiem sporo celnych strzałów. Dziwi mnie sukces Zjawy, ale ok - obiecuję, że o tych, które jeszcze się nie doczekały notki, na pewno napiszę wkrótce. Uznałem, że jednak nie ma co na siłę pisać pod dyktando Oscarów, ale pozostać przy dość subiektywnym wyborze tego co warto zobaczyć - trochę nowości, trochę staroci.
I nie zapominajmy, że Polacy nie gęsi. Naprawdę żałuję, że osoby, które u nas podejmują decyzję o tym co warto pokazać za granicą, mają tak dziwne gusta (Skolimowski, o którym już pisałem). Cieszmy się jednak, że publiczność coraz częściej głosuje nogami. Byłem naprawdę zdumiony w swoim lokalnym kinie, gdy musiałem stać w długiej kolejce do kina na seans "Moje córki krowy", w środku dostawiano krzesła dla chętnych, a tydzień potem organizowano jeszcze seanse dodatkowe na prośbę widzów. To przywraca wiarę w inteligencję i gust polskiego widza. Raczej gorzki (choć nie pozbawiony ciepła) dramat jest filmem tak prawdziwym, tak bliskim życia, że człowiek naprawdę się wzrusza... To nie bajka, nie udawanie, ale coś pełnego emocji, jakie przecież mogą dotykać każdego z nas.


Jak sobie radzić w sytuacji gdy odchodzi ktoś bliski, gdy rodzice, którzy nas wychowali, nagle okazują się zupełnie bezradni i zdani na naszą pomoc? Jak to wpływa na nasze życie, na relacje między rodzeństwem, małżonkami, na nasze priorytety? Ta historia pokazuje ile w nas jest często udawania, różnych masek, które zakładamy, a które gdy musimy je zdjąć, sprawiają, że czujemy się zupełnie bezradni. To nie tylko kończy się życie kogoś bliskiego, ale i w pewien sposób nasze, bo musimy dokonać różnych podsumowań, przewartościowań. I nie zawsze rozrachunek jest zadowalający, choć często wcześniej byliśmy gotowi go bronić do upadłego.

photo.titleKinga Dębska stworzyła coś niesamowitego - film oparty na relacjach, na uczuciach, bez żadnych sensacji i rozdzierania szat. Codzienność... Świetnie wyważone są tu emocje. Trochę scen komediowych i choć szybko znika nam uśmiech z twarzy, to olbrzymia dawka ciepła i wsparcia, które mimo kłótni i nieporozumień, jednak dają sobie wzajemnie siostry zostaje nam do końca. Może po raz pierwszy dochodzi między nimi do poważnych rozmów.

Kulesza, Muskała, Dorociński, Dziędziel - wszyscy zagrali tu tak, że ma się ochotę po seansie wstać i bić brawo, jak dla najlepszych w teatrze. Ale duża w tym też zasługa scenariusza - te dialogi, te sceny naprawdę są świetnie napisane.

Czy ze śmiercią da się wygrać? Czyż nie lepiej te ostanie miesiące, lata wykorzystać jak najlepiej, nie dać się ogarnąć rozpaczy i złości.
Ten film naprawdę daje jakieś uczucie oczyszczenia.



4 komentarze:

  1. Słyszałam już wiele dobrych opinii o tym filmie i na pewno również niebawem obejrzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się zawiodłam na tym filmie, a poszłam z baardzo pozytywnym nastawieniem: http://wp.me/s59KuC-215 podaję sznurek by się nie powtarzać.

      Usuń
    2. cóż, każde z nas może odbierać to inaczej. Nie da się pokazać wszystkiego, a już nie raz oglądaliśmy na ekranie drogę przez mękę w szpitalu. Nie odniosłaś wrażenia, że to pocieszanie nie brało się znikąd - przecież lekarz był ewidentnie zainteresowany bliższą znajomością :) Przesłodzone? Może po prostu bez dramatyzowania, z lekkością i to właśnie świadczy moim zdaniem o sile tej historii.

      Usuń
    3. Nie sądzę, zresztą sama reżyserka mówiła o tym, na którymś ze spotkań, że historia jest przerysowana. :-). Bez dramatyzowania dla mnie nie równa się, hiperbolizacji, a w właśnie w ten sposób odbieram ten obraz. Oto przykład dobrego rozwiązania, pozwól, że posłużę się sznurkiem:
      https://5000lib.wordpress.com/2015/01/21/persepolis/
      https://5000lib.wordpress.com/2015/07/19/150-wyobraz-sobie-a-uslyszysz-czego-oczy-nie-widza-tego-sercu-nie-zal/ tu przyczepiłabym się nieco do muzyki (zbyt spokojna), ale cóż.
      Zwłaszcza pierwszy, można bez dramatyzowania i umartwiania, ale z klasą i humorem? Można.

      Usuń