piątek, 9 stycznia 2015

Śnieg przykryje śnieg - Levi Henriksen, czyli na zakręcie


Książka co prawda swoją premierę będzie miała dopiero 14 stycznia, ale e-book już od dwóch dni jest dostępny w sieci, więc nie ma co dłużej odkładać pisania notki. Jutro dla odmiany coś filmowego, w niedzielę i w poniedziałek znów książki, ale lżejsze gatunkowo, a potem może wreszcie jakaś płytka w tym roku? Przyszły tydzień ciekawy i intensywny, bo dwa spotkania DKK, kuszą Bator i Miłoszewski w Warszawie, wybieram się do Multikina na National Theatre z Londynu, a nocny maraton filmowy też kusi (szukam chętnych do towarzystwa!).

Dziś o "Śnieg przykryje śnieg" Leviego Henriksena. Książka wciągająca, na pewno ciekawa, ale od razu warto zastrzec, żeby nikt nie spodziewał się kryminału, czy thrillera, przypominającego to co tak lubiane i popularne rodem ze Skandynawii (Nesbo, Larsson, Mankell itp.). Wydawnictwo Smak Słowa wyszukuje z literatury północy i przybliża naszemu czytelnikowi może nie rzeczy super przebojowe, ale na pewno nie banalne ("Stulecie" też zachwyciło). Tym razem dostajemy świetny dramat obyczajowy, powieść psychologiczną, w której co prawda rzeczywiście jest wątek kryminalny, ale nie od akurat jest tu najbardziej istotny.

To książka, która ma świetny klimat - dawno nie spotkałem pozycji, w której tak niewiele by się działo, a jednocześnie autor sprawił, że cały czas oczekuję, że to coś jest tuż, tuż. A gdy mimo wszystko nic sensacyjnego przez kolejne strony nie następuje, wcale się nie obrażam, nie mam ochoty odkładać lektury, a dalej w napięciu czekam co dalej, chłonąc następne akapity.
Na okładce znalazło się porównanie jego prozy np. do McCarthy'ego, do czego raczej nie chcę się odnosić, bowiem przy znajomości pojedynczych pozycji nie uważam, że miałbym do tego prawo. O ile jednak mówilibyśmy o talencie do tego by siłą słowa przykuć uwagę czytelnika, bez specjalnej akcji, a głównie poprzez kreślenie portretu psychologicznego bohatera, jego rozterek i traum, samotności, zwielokrotnianej przez surowe siły natury, to rzeczywiście można by się z tym zgodzić.  


Dan Kaspersen niedawno wyszedł z więzienia. Powrót jest podwójnie trudny, bo moment ten zbiegł się z samobójczą śmiercią jego brata Jakoba. Dan przyjeżdża do rodzinnego domu, próbuje się jakoś pozbierać, na nowo przemyśleć wszystkie sprawy, ale przeszłość wciąż nie będzie dawać mu spokoju. Kiedyś byli tak blisko siebie, a teraz, po kilku latach, jakoś nie potrafi zrozumieć ani decyzji brata, ani żyć tak jak on dotąd, w gospodarstwie pozostawionym im przez rodziców.
Nie tylko powrócą różne wspomnienia i pytania o to jak różne mieli obaj bracia charaktery, jakich dokonywali wyborów, ale niewielka społeczność i dawni znajomi oprócz wyrażania współczucia, wcale nie okażą się skłonni do tego by zaufać i dać szansę komuś, kto ma już "spapraną" opinię. Sięganie wstecz będzie bolesne, a teraźniejszość będzie pełna znaków zapytania, nieufności, stąd też bohater wciąż nie może stanąć na nogi. Jaka jest dla niego szansa, na normalne życie, na pracę, miłość, rodzinę? Jak sprawić by to wszystko stało się bardziej realne, by samemu w to uwierzyć? 
A może jednak lepiej wszystko sprzedać, spalić za sobą wszystkie ślady i ruszyć przed siebie, mając nadzieję, że kiedyś znajdzie się jakiś stały ląd, przystań przy którym poczuje pragnienie by wreszcie osiąść? 
Ilu jest wokół nas takich samotnych ludzi, którzy raczej niechętnie mówią szczerze o sobie, boją się pokazać takimi jakimi są naprawdę, zaufać i wolą całe życie cierpieć i udawać, że wszystko jest ok. 

To powieść o przeżywaniu żałoby, straty, ale również o dojrzewaniu do tego by zaczynać coś od nowa, by iść dalej. Powieść o mężczyźnie i napisania przez mężczyznę, ale z jakąś wyjątkową wrażliwością.
Zamiast zwrotów akcji - zagadka i jakaś tajemnica, melancholia i surowa, piękna, zasypana śniegiem Norwegia. Mało? Spróbujcie i przekonajcie się, że wcale niekoniecznie.  

3 komentarze:

  1. Tak sobie wchodzę od czasu do czasu na Twojego bloga i zawsze się dziwię, że jest nowość. A tu proszę, zajrzałam do archiwum i teraz widzę, że jedynym dziwnym elementem w całej sprawie było moje zdziwienie. Publikujesz jeden post dziennie - pokłony dla Ciebie. Gratuluję Ci wytrwałości i życzę powodzenia w prowadzeniu bloga na dalsze lata. Uwielbiam tu zaglądać i zawsze znajdzie się coś dla mnie inspirującego. W dodatku w Twoich opiniach podoba mi się bardzo subiektywny punkt widzenia i szczerość. Rzadko można wpaść na taki sympatyczny blog z recenzjami, serio. Uwielbiam Notatnik Kulturalny. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze, że sam jestem w pokoju, bo by się mnie rodzina pytała od czego w komputerze się rumienię :)
      dzięki serdeczne, ano dzięki takiemu postanowieniu łatwiej mi się mobilizować do pisania. A że subiektywnie? Chyba nie potrafię inaczej i miałbym wielki kłopot napisać o czymś pochwalnie, co mi nie podeszło

      Usuń
  2. Już cos słyszałam o tej książce i mam ją na oku.

    OdpowiedzUsuń