Przyglądając się temu plakatowi i słuchając zapowiedzi o tym iż powstała megaprodukcja opowiadająca o Powstaniu Wielkopolskim, człowiek chyba z góry nastawia się na coś epickiego, na fabularyzowaną wersję wydarzeń historycznych, która ma poruszać serca i umysły. I tylko mamy nadzieję, że nie jest to podobne do poprzednich prób robienia takich rzeczy u nas, bo te zwykle zawodziły. Cholera, a Rosjanie robią takie fajne i widowiskowe rzeczy w tym nurcie.
No więc, uprzedzam - jeżeli idziecie na ten film z takim nastawieniem, albo jeszcze zabieracie kogoś ze starszego pokolenia, zapowiadając mu podobne emocje, lepiej wcześniej poczytajcie co nie co o produkcji Łukasza Barczyka. Jeżeli będziecie już wiedzieli czego się raczej nie spodziewać, to potem czekają na Was w kinie już raczej jedynie pozytywne zaskoczenia.
Bo też takiego filmu chyba u nas jeszcze nie było. Wielka historia jest tu jedynie w tle, na pierwszy plan wysuwają się wątki raczej dość zaskakujące (np. można by odnieść wrażenie, że u podstaw sukcesu powstania legły nie tylko przygotowania militarne i konspiracja, ale spotkania spirytystów), całość ma przedziwny, lekko surrealistyczny klimat bliski filmom takich twórców jak Anderson, czy Burton. A w tym wszystkim najbardziej zaskakuje to, iż produkcja ma rozmach, jest tak widowiskowa, że trudno w ostatnich latach znaleźć coś robiącego podobne wrażenie. Dbałość o detale, kostiumy, zdjęcia miasta, a jednocześnie pogrywanie sobie z widzem scenami i pomysłami, które nijak nie pasują do naszych wyobrażeń o tamtej epoce. Dziwne to wszystko, a jednocześnie na pewno ciekawe.
Cała fabuła kręci się wokół postaci Ignacego Paderewskiego, który ma przypłynąć z Londynu do Polski i pojawić się w Poznaniu. Prusacy woleliby uniknąć pojawienia się mistrza w mieście, przeczuwają podskórne napięcie i obawiają się, że może to być iskra, która rozpali ogień (i słusznie). Wynajmują więc telepatę, który ma osłabić aurę, spowodować załamanie psychiczne Paderewskiego. Przeciwdziałać temu planowi ma grupka spirytystów spotykających się w Poznańskim Hotelu Bazar. Przed naszymi oczami przewija się sporo postaci, bo też trudno tu wskazać jednego, czy kilku głównych bohaterów - podglądamy zarówno niemieckie władze, próbujące osłabić powstańcze nastroje, jak i Polaków, wśród których coraz szybciej przekazywane jest hasło: już czas, nie ma co dłużej odwlekać działania.
Plusy: przede wszystkim rozmach i wyobraźnia z jaką to wszystko odmalowano, detale, sporo naprawdę fajnych i zabawnych scenek, niby niewiele wnoszących do fabuły, ale tworzących fajny klimat.
Minusy: niestety (przynajmniej w moim przypadku) historia nie budzi większych emocji, a nawet te wszystkie ezoteryczne wątki męczą, niepotrzebnie przedłużają film. Chyba oczekiwał bym większego rozwinięcia wątku przygotowań innych grup społecznych, pokazania nastrojów jakie tam panowały (nie tylko dżentelmenów, którzy zamierzają protestować, bo im Prusacy cło na cygara podnieśli). Sceny militarne, które pojawiają się pod koniec są na dość żałosnym poziomie i to aż boli, gdy porównujesz to z wcześniejszymi fragmentami.
O aktorach nie będę pisał, bo też nikt moim zdaniem nie wybija się na pierwszy plan - to raczej równy, dobry poziom bez fajerwerków (w obsadzie m.in. Glover, Frycz, Peszek, Ziółkowska, Gierszał, Korzeniak, Głowacki i sporo aktorów zagranicznych).
W głowie pozostaną jakieś pojedyncze sceny i obrazy, kilka fajnych pomysłów, ale całość naprawdę trudno nazwać arcydziełem. To megalomania, prowokacja, czy po prostu głupota dystrybutora i brak szacunku do widza? To rzecz zrobiona z fantazją, cholernie oryginalna, wizualnie dopieszczona na najwyższy poziom, może się podobać, ale trzeba pozbyć się oczekiwań, że będzie to kino historyczne.
Wczoraj na spotkaniu w ramach projektu Kocham kino (polecam i jednocześnie dziękuję p. Magdzie z Multikina za możliwość uczestniczenia) p. Barczyk zażartował, że jeżeli ktoś oczekuje pysznego bigosu, a dostaje "frąnsy we frąkach" to nie dziwne, że będzie kręcił nosem. I coś w tym jest. Może warto po prostu spróbować "czegoś innego", wyzbyć się trochę naszych oczekiwań...
Widziałam niedawno plakat tego filmu i zastanawiałam się co to takiego.
OdpowiedzUsuńplakat fatalny, ale już się powinniśmy przyzwyczaić, że to jeszcze gorsze badziewie niż na książkach
UsuńWidziałam zwiastun, dla mnie ten film jest zbyt - dziwny.
OdpowiedzUsuńno, dziwny jest, nie przeczę
UsuńFilm nie tyle dziwny, co nowatorski. Reżyser Łukasz Barczyk jako pierwszy zdecydował się na taki krok w polskiej kinematografii. Hiszpanka jest, najprościej mówiąc, mieszanką thrillera, fantasy i filmu historycznego. Widz sam podczas oglądania musi się połapać w tym, co jest fikcją, a co prawdą. Zdecydowanie Hiszpanka nie zalicza się do płytkiego kina, tylko zmusza widza do myślenia. Dodatkowo wszystko zostało przedstawione w fantastycznej oprawie wizualnej. Całokształt nie pozwala się widzowi nudzić ani przez chwilę. Jak dla mnie - bomba, mi osobiście film się bardzo podobał :)
OdpowiedzUsuń