poniedziałek, 8 września 2014

Violette, czyli przelej to na papier


Gdy już po seansie tego filmu, znalazłem informację iż ten sam reżyser stworzył wcześniej Serafinę, trochę inaczej zaczynam patrzeć na ten film. To co wcześniej wydawało się sporą wadą, brakiem umiejętności zainteresowania widza jakąś ciekawą biografią, teraz wydaje się zamiarem jak najbardziej świadomym. Łatwo bowiem przy biografiach próbować stwarzać taki klimat, by bohatera polubić, by wydał nam się ciekawy, genialny, fascynujący. Tymczasem bohaterki Martina Provosta wcale się takie nie wydają. Są rozedrgane, nieszczęśliwe, pełne bólu, sprzeczności, chwilami wkurzają, trudno nam je zrozumieć i polubić. Ale w tych biografiach jest coś takiego, co sprawia że ich twórczość widzimy dużo pełniej, postrzegamy przez ich świat wewnętrzny, przez cały ten chaos jaki w sobie noszą. Tu twórczość jest nie tyle pracą intelektualną, ale jakimś bolesnym procesem czerpania z własnego wnętrza.


Violette Leduc jest u nas kompletnie nieznana, co jest o tyle dziwne, że przecież we Francji zdobyła nie małą sławę, a dodatkowo, jej życiorys i twórczość mimo upływu lat, raczej poprzez kontrowersje mogą przyciągać uwagę, niż zniechęcać. 
Któż w prostej kobiecie utrzymującej się po wojnie z kombinowania na czarnym rynku, mógłby dojrzeć talent pisarski, którym kiedyś zachwycą się Sartre czy Camus? Co takiego było siłą jej twórczości? Szczerość? Odwaga w poruszaniu nawet najbardziej trudnych tematów, które dotąd w literaturze przemilczano (miłość lesbijska, aborcja)? 
Film w dużej mierze skupia się na jej relacjach osobistych z kilkoma osobami, na poszukiwaniu miłości i szczęścia w swoim życiu. Najpierw nieszczęśliwy związek z mężczyzną, który jej nie kochał, ale skłonił ją do pisania, potem wieloletnia znajomość ze znaną pisarką i feministką Simone deBeauvoir, miłość która była szaloną, ale jednostronną fascynacją i próby znalezienia jakiegoś sposobu na uspokojenie swojego rozedrganego serca, budowania związku.     

Film jest długi, nie łatwy w odbiorze, dość chłodny i raczej w niewielkim stopniu angażujący emocje, ale dzięki aktorce grającej główną rolę, czyli Emmanuelle Devos jest coś ciekawego w tej historii kobiety pełnej kompleksów, zranień, zamkniętej w sobie. Przelać te wszystkie swoje upiory, lęki, samotność, obsesje na papier, wyrzucić to z siebie, aby lepiej zrozumieć samą siebie, aby lepiej zrozumieli mnie inni - to ją przemieniło. 

 

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Od 2 tygodni w kinach studyjnych

      Usuń
    2. U mnie kin studyjnych jak na lekarstwo, ale pewnie da się coś zrobić w tym temacie. Cóż ... prawdziwy kinomaniak nie zna przeszkód, nieprawdaż? :)

      Usuń
    3. prawdaż :) Ale znając życie w tv pewnie niedługo. Pytanie tylko jaki kanał. Zaskoczony jestem bo np. bardzo dobry "Omar", który wszedł na ekrany tydzień temu, już zapowiadany jest chyba na Cinemax w tym miesiącu

      Usuń