Cieszy fakt, że wczorajsze przypomnienie o konkursie zadziałało. Do jutra do północy jest jeszcze czas! A potem zabawa od nowa. Dziś wrzucam ostatnią notkę wrześniową i tym razem coś rozrywkowego.
O serii Uniwersum Metro 2033 pisałem już kilkukrotnie - możecie je spokojnie znaleźć poprzez spis przeczytanych. Nie będę po raz kolejny pisał o samym pomyśle Gluchovskiego na świat po katastrofie nuklearnej, ale jak widać potrafił świetnie sprzedać nie tylko swoje powieści, ale i dać szyld dla kilkudziesięciu innych autorów. Zanim sięgnę po pierwszą powieść z tej serii, której akcja umieszczona jest w Polsce, kolejna rzecz z Rosji - w końcu tam tego powstaje najwięcej. Tym razem nie Moskwa, nie Petersburg, a Kaliningrad.
Tod mit uns. Chyba ten oryginalny tytuł bardziej by mi pasował do treści tej książki. Od razu bowiem nasuwa się skojarzenie z hitlerowcami. I nie jest ono nie na miejscu. Zaraz, zaraz, powiecie. Skąd w roku 2033 hitlerowcy?
No ale przecież to nie jest nowy pomysł. Nawet u nas Ciszewski bawił się takimi wizjami (tyle, że w teraźniejszości). A tu nawet nie przenosili się oni w czasie, ale po prostu ich niedobitki po II Wojnie Światowej zbudowały całkiem sprawne mini imperium w Ameryce Południowej. Ich potomkowie nadal kultywują dawną ideologię i marzenia o potędze. Przechowują też wiedzę o tym co zostało pozostawione na dawno podbitych terenach. Wtedy armia musiała się szybko wycofać, ale dobrze ukryła coś co po dopracowaniu, mogło okazać się super bronią. I oto teraz wracają. Po katastrofie nuklearnej nie istnieją przecież żadne granice i nikt nie będzie się przejmował takim wypadem na teren obcego państwa. Silniejszy ma rację. Tyle że niewielkie społeczności, które przetrwały na tych terenach wcale nie są bezbronne i nie mają zamiaru czekać z założonymi rękoma, gdy ktoś włazi na ich "podwórko".
Tym razem to nie groza skażenia i różnych popromiennych okropności, wybryków natury jest na pierwszym planie. Powieść Cormudiana nie jest więc podobna do innych z serii, sprawia raczej wrażenie powieści militarnej, gdzie dominują starcia poszczególnych grup i podchody, by osłabić przeciwnika. A na pierwszym planie są tajemnicze podziemia z drugiej wojny światowej - to taka lokalna legenda z Kaliningradu i okolic (to znajome nam Prusy Wschodnie). To właśnie tu schronienie znalazły grupki ludzi po wybuchu bomby atomowej - między innymi żołnierze z okolicznych baz wojskowych.
W książce jest trochę wzmianek o historii, które taką legendę mogą uprawdopodabniać i tylko człowiek zastanawia się ile takich miejsc jeszcze istnieje i czy każde zasługuje na powieść.
Samej fabuły nie będę zdradzał, bo też dzieje się sporo i mógłbym zaspoilerować. Czyta się szybko, ale to raczej czytadło z akcją, przygodą, niż z klimatem, a prawdę mówiąc to właśnie ten ostatni sprawiał, że miałem ochotę sięgać po kolejne rzeczy z tej serii. Tu pomysł jest przemyślany od początku do końca, niezły, ale jakby obok postapokaliptycznego cyklu - przynajmniej w mojej ocenie. Więcej tu Wołoszańskiego niż Gluchovskiego.
Dziedzictwo Przodków jest znakomite. Z całej serii wyżej oceniam tylko obie powieści Gluchovskiego.
OdpowiedzUsuńAle widzisz, że to zupełnie inne książki?
UsuńFajne, ale nie urywa. Duża znajomość militarnych szczegółów na plus, ale faktycznie czytadło.
OdpowiedzUsuńDrogi Autorze!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że nie w temacie trochę - ale kiedy w końcu przeczytasz i zrecenzujesz (w tej właśnie kolejności :))
"Księcia przepływow" Conroya? To moja ulubiona książka a nie widzę jej w Twoim spisie... a bardzo jestem ciekaw oceny...
Leciwa już, więc raczej antykwariat, i nie wiem czy jest w obec tego sens o niej wspominać na poczytnym blogu, ale może choć ktoś weźmie z biblioteki...
ojej, postaram się poszukać. A może wystarczy że obejrzę film? Równie dobry? Zastanawiam się tylko czy jestem dobrym czytelnikiem na tego typu lektury... Ale zapisane gdzieś w głowie
UsuńFilm na pewno musiał być mocno złagodzony bo miejscami książka jest przezabawna, a miejscami makabryczna.
UsuńTak czy inaczej polecam zupełnie abstrahując od Twojego bloga :)
Przeczytałem dość dużo, także tego autora - ale tylko ta jedna książka przeczytana w wieku chyba 38 lat tak mi "dała po garach" :) Nigdy tyle się nie uśmiałem, ale miejscami naprawdę przerażająca.
P.S. To nie jest romansidło! ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń