Do końca miesiąca zostały mi tylko 3 notki i znów mogę z wielką przyjemnością stwierdzić iż uda się zrealizować szalony plan - od ponad 3 i pół roku jedna notka na dzień. Na spokojnie mogę więc sobie wybierać o czym by tu... Może Wy coś podpowiecie? Książkowo jest coś z fantastyki, kryminały: polski i zagraniczny, podróżniczo albo coś z Chin. Z filmów np. starocie jak M jak morderstwo, Lśnienie, rzeczy nowsze jak Biała wstążka, Lektor, Zniewolony. A może chcecie coś super nowego jak Porwanie Michela Houellebecqa?
A dziś druga notka na temat filmów Seidla. Trylogia o cnotach - spotkanie drugie. Moim zdaniem dużo słabsze, ale na pewno w zamyśle reżysera nie mniej ważne. To celowanie we współczesne społeczeństwo i ich przeżywanie/doświadczanie cnot, drażni, budzi pytania. I pewnie o to chodziło. A że jest przerysowane to już inna sprawa.
W tym przypadku mam wrażenie, że to przerysowanie mocno osłabia przekaz. Niby dalej ten sam styl: chłodny, surowy, jakbyśmy oglądali paradokument, podglądali bohaterkę, a nie mieli do czynienia z fabułą. Jednak zachowania bohaterki są tak mało realne, prawdopodobne, że to aż boli. To tak jakby ktoś kto nie miał do czynienia z osobami religijnymi, próbował stworzyć jakieś wyobrażenie ich zachowań na podstawie dowcipów, plotek i stereotypów (na podobieństwo tych o porywaniu dzieci na macę przez Żydów). Mamy więc i włosienicę, biczowanie, setki krzyży i obrazów. Ach, i jak ewangelizowanie innych to koniecznie z minimum półmetrową figurą Maryi, z którą wchodzisz do domów wsadzając stopę w drzwi. No dajcie spokój. Takich nawiedzonych to w naszym kraju by ze świecą szukać, a mam uwierzyć, że w Austrii tacy są?
Ale gdy już darujemy sobie te denerwujące detale, pozostaje jednak coś bardzo ciekawego, co sprawia, że jednak nie skreślam tego filmu. Czym bowiem jest wiara i modlitwa dla kobiety? To posłannictwo, przekonywanie innych, że dopiero w wierze odnajdą prawdziwe szczęście i zostaną obdarowani po stokroć tym co im potrzebne. To otoczenie się symbolami i prowadzenie życia pełnego rytuałów (a raczej czynności kompulsywnych)... Długo można by tak ciągnąć. Pojawienie się byłego męża, niszczy cały ten jej "uporządkowany" świat, pokazuje ile to wszystko było warte. Puste słowa i gesty, a wewnątrz ogromna samotność, wołanie o jakiś sens, pustka, którą próbowała zapełnić. Dlatego też trudno zgodzić się z tym, że jest to film antyreligijny. On po prostu pokazuje, że tak przeżywana religijność, ucieczka od życia, od siebie i innych, od prawdy, to jedno wielkie oszustwo. To już nawet nie jest religijność, ale dewocja, szaleństwo, perwersja.
Zaintrygowałeś mnie , myślałam właśnie że będzie to coś co z góry mi się nie spodoba jako tendencyjne a jednak udało Ci się mnie zaciekawić. Przesada nigdy nie jest dobra , a może tam nikt nie przesadza a Ty jesteś uprzedzony ? Naprawdę jestem ciekawa jak jest naprawdę.
OdpowiedzUsuń