czwartek, 2 stycznia 2014

Wsiąść do pociągu, czyli wcale nie do byle jakiego i w dobrym towarzystwie

Zamiast tortu i świętowania (to już czwarty rok Notatnika się zaczyna), trzeba raźno zabrać się do pisania, żeby nie wyjść z wprawy i nie spocząć na laurach. Ale tym razem notka trochę nietypowa. Zwykle piszę o płytach (lub koncertach), książkach, przedstawieniach lub o filmach. Ale skoro kiedyś zrobiłem już wyjątek i napisałem o grze (Kolejka) to i może być drugi raz. Zwłaszcza, że emocje i przyjemność jakie daje "Wsiąść do pociągu" są równie duże jak i dawka kultury.
Dużo słyszałem dobrego o tej grze, ale zawsze odkładałem jej kupno ze względu na cenę (jednak ok. 150 złotych za planszówkę trochę odstrasza, choć bywają i droższe). Jednak gdy przy organizowanej już po raz kolejny akcji wymiany książek w moim mieście, postanowiliśmy zrobić też popołudnie z planszówkami, udało się zaprosić do nas ludzi z rodzinnej firmy GryKubryku, no i wtedy już przepadłem bez reszty. To ludzie z taką pasją, zapewnili taką atmosferę, że nie macie się co dziwić iż po zakończonym dniu wracałem do domu z grą pod pachą. I wiecie co? Jest warta każdej wydanej złotówki (130 zeta). 



"Wsiąść do pociągu Europa" to polska wersja światowego przeboju "Ticket to ride", nie ma więc tym razem problemu z tłumaczeniem instrukcji, nazwami kart itd. W pudełku znajdziemy karty do gry, ładnie wydaną i dość trwałą planszę z mapą Europy (uwaga to początek wieku XX, więc dzieci mają okazję trochę się poduczyć geografii i historii, a my musimy być gotowi wyjaśnić czemu nie ma Polski na mapie), zestaw wagoników do budowy tras i żetonów potrzebnych do liczenia punktów. Żadnych kostek, tu dużo większą rolę od ślepego losu spełnia nasza umiejętność dobrego planowania, przyjętej strategii i wyboru tras.
Każdy z graczy otrzymuje kilka biletów, które stara się zrealizować, czyli pobudować trasę kolejową na danej linii. Każda z tych nitek oczywiście składa się z wielu odcinków, krzyżuje się z innymi, musimy więc umiejętnie wybierać drogę, czasem blokować przeciwnika (ale element walki nie jest tu bardzo uwypuklony), kombinować dzięki jednej trasie zrealizować dwa bilety. Wydaje się proste, ale wcale takie nie jest - gdy np. czeka cię przeprawa promowa, lub budowa tunelu, dobre chęci gracza mogą okazać się niewystarczające.   
Do ostatniej chwili nikt raczej nie może być pewien wygranej, bo punktacja często jest bardzo wyrównana, stąd nie ma elementu, który w grze z moimi dziećmi często się pojawiał - zniechęcenia, rezygnacji, gdy widziały, że ktoś inny uzyskał przewagę. Może grać od dwóch do 5 osób i chyba nie ma to specjalnego wpływu na grywalność - decyzje zapadają szybko, tak że prawie nie czekasz na swój ruch. Wiekowo też raczej bez problemów, 10 letnia córa chwyciła wszystko już po kilku pierwszych ruchach. Sama gra to od 30-50 minut i chyba jedynym problemem może być to, że zaraz chciałoby się powtórkę. Kto już ma przesyt mapy Europy i zna wszystkie kruczki na pamięć, ten ma na rynku dostępnych już kilka całkiem fajnych dodatków do wersji podstawowej.

Mechanizm gry - spory plus: nie jest skomplikowana, stawia raczej na myślenie, a nie na szczęście. Wykonanie też bardzo ładne (szkoda tylko, że wagoniki nie są drewniane), no i liczenie punktów bardzo proste (dzięki za tor na planszy!).
 
Podsumowując. I jako gra familijna i na dłuższe pogranie w gronie dorosłych - zdecydowany hit. Chyba nawet Osadników z Cattanu nie pokochałem tak szybko jak "Wsiąść do pociągu".

Za fotki dziękuję Mariuszowi Walczakowi i Kawiarni Cud miód malina w Piastowie (to tam robimy wymianki książek i graliśmy w planszówki).  

4 komentarze:

  1. Mimo wszystko bardziej kocham Osadników, ale fakt, że dla młodszych "Wsiąść do pociągu" lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osadników też bardzo lubię, ale z dzieciakami jednak lepiej sprawdzało nam się Carcassone

      Usuń
  2. Ja już od jakiegoś czasu wybieram się na sobotni wieczór z planszówkami w jednej z krakowskich kawiarni (ale zawsze coś innego wypadnie ;/ ). Słyszałam, że w jednej wypożyczalni można też tak sobie po prostu przyjść i pograć, więc może spróbuję, jak się odpowiedni czas i znajomi znajdą :). // Ogólnie to chętnie bym jakąś dobrą zakupiła, ale nie mam ani za bardzo kiedy, ani z kim grać (ci ze znajomych, co lubią tę formę rozrywki, akurat już pracują i nawet jeszcze mniej wolnego czasu niż ja przy tych moich dwóch kierunkach mają). // Rzeczywiście, cena trochę odstrasza. Opłacałoby się tylko, gdy wiadomo, że się będzie sporo grać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może rzeczywiście na początek warto poszukać takich spotkań by wyczuć co Ci podpasuje... A jeżeli nie ma czasu na dłuższe nasiadówki towarzyskie to może jednak warto zainwestować w coś szybkiego imprezowego (np. prawo dżungli). No i zawsze nadaje się to na prezent dla dzieci czy nastolatków

      Usuń