niedziela, 3 lipca 2011

Koroliow, czyli wpieriod na marsa

Leniwa niedziela. Pisać się za bardzo nie chce (raczej czytać), ale mam nadzieję, że w tym tygodniu znajdę czas nie tylko na pisanie ale i na oglądanie różnych zaległości (dzieci na tydzień wyjeżdżają)... A na dziś ciąg dalszy notek z rzeczy nagranych z kanału Wojna i Pokój (będzie jeszcze ciąg dalszy). Tym razem zainteresowała mnie sama postać bohatera, bo o filmie nie wiedziałem kompletnie nic. 
Rosja, lata 30. Siergiej Koroliow, inżynier mechanik, konstruktor rakiet zostaje aresztowany i oskarżony o działania przeciw władzy ludowej i wysiłkowi ludu pracującemu (albo coś w tym guście). Widzimy naszego bohatera jak jest bity i męczony na przesłuchaniach, a jednocześnie mamy okazję śledzić poprzez jego wspomnienia (i zeznania) początki jego pracy, tworzenie zespołu podobnych zapaleńców i dalszą karierę - pojawiają się kolejne nazwiska, osoby, wydarzenia. W tym samy czasie obserwujemy też jego rodzinę - jak musi poradzić sobie po jego aresztowaniu, jak próbuje o niego walczyć.
No nie powiem - może i historia całkiem ciekawa, ale niestety podana w tak przesłodzony sposób, że momentami staje się mało strawna - to jakby laurka dla człowieka nieskazitelnego, niezłomnego (który nawet w łagrze ćwiczy mięśnie bo wierzy, że będzie pracował dalej dla dobra Kraju Rad). Cała historia skupia się tylko na pewnym fragmencie życiorysu Koroliowa tłumacząc pewne rzeczy aż do bólu (dla widza, który chyba nic nie kuma i trzeba wszystko mu pokazać przez lupę wyolbrzymiając paskudne cechy systemu i jego sługusów oraz wspaniałość samego bohatera i jego rodziny), z drugiej strony kończy się w momencie, który dla widza, który nie znał tego nazwiska (a pewnie są i tacy) niewiele wyjaśnia. Chyba będę musiał odnosząc się do pewnych wad tego filmu umieścić jakiś spoiler.  
Jak wynika z filmu - na podstawie bzdurnych donosów (jeden z ludzi z nim wspópracujących miał ochotę na jego spore mieszkanie) bohater trafił na Syberię do łagru, gdzie pracował m.in. w kopalni i wycieńczony pracą fizyczną był już na skraju śmierci. Czy można przemilczeć, że ten chory m.in. na szkorbut człowiek gdy dowiedział się o tym, że Stalin daje mu drugą szansę i wzywa do Moskwy na ponowny proces, w filmie przechodzi jeszcze 100 km na piechotę brnąc w śniegu bez jedzenia? Że wcześniej przesyłał listy np. wyrzucając je z pociągu (z jednym rublem na znaczek) i oczywiście trafiały do rodziny? Że statek, na którym nie znajduje się dla niego miejsce tonie a wraz z nim jego pasażerowie. Ech.... Za dużo tych bajek. Bo jak się postawi je zbyt blisko siebie to potem wszystko wygląda nam na ściemę. A przecież można by z tej historii wycisnąć sporo - mocne są np. fragmenty gdy żona oddaje do adopcji dziecko bo "po żonę mogą przyjść lada chwila, a na szczęście matek nie aresztowują". Różne działania rodziny, presję wywieraną na nich, czy nawet przeżycia naszego bohatera można by pokazać w sposób może i mniej ostry, ale jednocześnie mniej kłujący w oczy schematami (np. prawie każda scena z łagru to bicie, wypadki w kopalni itp.). Zbyt topornie, za ckliwie, zbyt słodko i laurkowo. Z ciekawej historii wyszedł melodramat o walce o syna i mężą oraz o jego poświęceniu dla pracy (mimo zdrady, oskarżeń i fałszywego procesu). Szkoda. 
Ojciec radzieckiej kosmonautyki zasługuje moim zdaniem na więcej. Bo nie zaprzeczając wcale temu, że go oskarżono (w czasie wielkiej czystki czy wielkiego terroru to była niestety norma), skazano i na początku trafił do łagru warto by było powiedzieć, że większość 6-letniego wyroku spędził pracując w "szaraszce" czyli specjalnym wiezieniu dla specjalistów - nie pracując wcale fizycznie ale podobnie jak wcześniej nad projektami rakiet. Warto by się pochylić nad jego pasją (tu odmalowaną dość dziecinnie) i marzeniem, któremu poświecił całe swoje życie - by konstruowane przez niego rakiety pomogły kiedyś polecieć w kosmos. Kiedy już ponowny proces doprowadził do jego uniewinnienia i został kluczową postacią w radzieckim programie rakietowym - ciekawe czy nie miał wątpliwości pracując dla kraju i władzy, która go tak potraktowała wcześniej. Wciąż anonimowy główny konstruktor - czy nie miał ochoty na choćby kawałek sławy jaki spadał na innych? Czy nie miał wątpliwości, że jego prace wykorzystywane są w celach militarnych (rakiety międzykontynentalne to jego zasługa)? Prawda, że mogłaby to być ciekawa historia?
Wyszło jak wyszło - zamiast o wielkim człowieku zrobiono dzieło raczej o wielkiej niesprawiedliwości, która go spotkała. Ale spokojnie można by było ostawić w tej historii kogoś innego na jego miejsce i nic by się nie stało - jego pasja, praca, marzenia są jedynie tłem. A ja pozostałem z ogromnym niedosytem... Melodramatów widziałem już spoo i to lepszych. Narobili mi smaku i teraz wściekły będę szukał jakichś biografii na temat tego nieprzeciętnego człowieka.
I ostatnia refleksja. Cholera - przecież ZSRR miał na pęczki ludzi tego pokroju, którzy bez funduszy, napędzani jedynie swoim zapałem osiągali niesamowite rzeczy. W innym kraju prawie każdy z nich miałby sławę i kasę. Tu wynalazcy, inżynierowie i prawie cała inteligencja nie była szanowana za grosz. Co za głupi system, który pod hasłem równości wszystkich ludzi tak naprawdę gloryfikował ślepe posłuszeństwo, mierność i wierność.    

5 komentarzy:

  1. dobry czy nie, muszę koniecznie obejrzeć. Bo ja baba jestem i może mnie taki płaczliwy film z facetem co 100 km o suchym pysku przypasuje. Popłaczę sobie... :-)
    Dzięki, że napisałeś. nie mam kanału wojna i pokój i bardzo tego żałuję. No nic, ale jest siec na szczęście i można kupić online
    Jakbyś coś jeszcze widział na tym kanale, to może chociaż wymień w formie listy z kilkoma słowami, będę wiedziała czego szukać.
    A Brygadę nadal polecam, mimo, ze serial, ale męski i dobry. A muzyka mniam

    OdpowiedzUsuń
  2. no tej brygady wciąż nie mam i nie wiem czy w najbliższym czasie będę mógł ją zdobyć... może po wakacjach na spokojnie. Na razie do wyjazdu i tak mam tyle filmów ponagrywanych, że i tak chyba nie dam rady obejrzec wszystkiego. A na Wojna i Pokój wciąz coś nagrywam - teraz w kolejce Taras Bulba i Bikiniarze

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny program. A to Piter FM, miła, letnia komedia młodzieżowa, w tle Markscheider Kunst (jeśli lubimy młodzieżowe komedie, które są tylko młodzieżowymi komediami i niczym więcej). A to "Z miłością Lilia" - parę lat temu zdobył nagrodę jury na WFF. A to "Kilka dni z życia Obłomowa" - kiedyś Kaczmarski napisał zabawną piosenkę "Obłomow". Jest co oglądać.
    Salam, Mansur.

    OdpowiedzUsuń
  4. a wczęsniej kontrowersyjny "Wszyscy umrą a ja nie" czy wzorowany na Hair "Dom słońca". Popieram - mozna znaleźć sporo fajnych rzeczy. Teraz puszczają od początku Dzieci Arbatu...

    OdpowiedzUsuń