poniedziałek, 18 lipca 2011

Exils, czyli w poszukiwaniu wspomnień

Pewnie przez te dwa tygodnie urlopowania nad morzem chyba notki będą mniej składne czy rozbudowane - na ich pisanie można znaleźć chwilkę dopiero koło północy przy dużej łaskawości sieci... A o tej porze po dość intensywnych dniach człowiek jakoś ma sił niewiele. No ale urlopu nie można zmarnować na leżenie bykiem, szuka się więcróżnych pomysłów na aktywność. No ale po tym wstępie czas na notkę na dziś. Obejrzany jeszcze przed wyjazdem film "Exils" to dość oryginalne kino drogi, trochę pokręcone, szalone i ekscentryczne poprzez swoich bohaterów i co chyba najważniejsze przepełnione bardzo dużą dawką ciekawej muzyki. Zana oraz Naime (jego dziewczyna) postanawiają dotrzeć do kraju swoich przodków - Algierii - podróżując przez Francję, Hiszpanię i Maroko. Jest to więc trochę podróż "pod prąd" albowiem z kraju ich korzeni  wszyscy raczej chcą podróżować w drugą stronę - Francja jawi im się jako kraj dobrobytu i szansy na pracę, na zarobek.


Oboje nie znają nawet arabskiego (Zana pochodzi zresztą z rodziny francuskich kolonistów wypędzonych z Algierii więc nigdy jego rodzina nie żyła w tej kulturze, Naime jest córką Arabów ale wychowywała się już we Francji), ale coś ciągnie ich właśnie do kraju ich rodziców - może w poszukiwaniu korzeni, wspomnień, własnego miejsca, którego jakoś we Francji nie mogą znaleźć. Podczas podróży napotykają innych emigrantów (Exils to właśnie emigrant po francusku) poszukujących swojego miejsca na ziemi, lecz ci podróżują właśnie w drugą stronę - oni wiedzą kim są, znają świetnie swoje miejsce na ziemi (i wiarę), ale bieda wygnała ich z domów, od rodzin w poszukiwaniu chleba.
Zana i Naime wychowani w kulturze europejskiej są trochę jak dzieci - ufni, przyjaźni, nie przejmujący się konwensami ale jednocześnie otwarci na innych. Stąd też sporo tu spotkań ludzi, którzy jakoś im pomagają. A dwójka młodych cały czas kłócąc się, kochając, zdjać się na los wędruje przed siebie. Fajne zdjęcia, świetna muzyka - od miejskiego techno, przez różne wpływy arabskie, afrykańskie aż po flamenco.
Tony Gatlif znany jest z tego, że w jego filmach dużo miejsca poświęca się muzyce i innym kulturom. Ale tu mimo, że fabuła być może nie układa się w jakąś oczywistą historię wydaje się, że jest coś istotnego.To poszukiwanie swego miejsca na ziemi, jakiegoś odniesienia, buntowanie się przeciw zakazom, a jednocześnie widoczna potrzeba jakiejś stałości (żeby się tak nie rzucać i nie krzywdzić)... To wszystko prowadzi na pewno do jakiejś zmiany w nich samych. Niesamowita scena czegoś w rodzaju egzorcyzmowania (nawet nie wiedziałem, że w kulturze arabskiej się to praktykuje) daje nam kolejną podpowiedź, że oto zagubieni europejczycy są bliscy tego by mieć w swoich sercach trochę więcej spokoju, a mniej rozedrgania.
Ciekawe filmidło choć na pewno nie dla każdego.

2 komentarze:

  1. Skoro o Exils (który jakoś nie wywarł na mnie dużego wrażenia, chociaż to ładny film z ładną muzyką i nie żałowałem, taka mocna szkolna "czwórka"), zabrakło mi jednak historii... Może miłości między tą dwójką, może pokazania napotkanych ludzi w mniej przelotny sposób (jak to robią "Irańczycy"). Po świetnym Gadżo Dilo czy pełnym poezji Mondo Gatlief nakręcił film, w którym historia jest tłem do muzyki. A Lubnę Azal (Naimę) gorąco polecam w podwójnej roli (matka i córka) w Pogorzelisku.

    Z innej beczki, podobno bezpłatnie:
    http://vod.onet.pl/klasyka-kina-radzieckiego,81,pakiet.html
    Pozdrawiam, Mansur

    OdpowiedzUsuń
  2. muszę sprawdzić na spokojnie po powrocie i poszukać... a ten masz rację - ciekawy ale na pewno nie na 5

    OdpowiedzUsuń