poniedziałek, 25 lipca 2011

Miś Yogi, czyli gdy nasze wspomnienia ktoś przerabia na nowo

Ha! Jestem z pokolenia, dla którego filmy takie jak Flinstonowie czy właśnie Miś Yogi to było piękne urozmaicenie dzieciństwa, ach jakże się czekało na te 10 minut dziennie jakieś bajki. Miało to dla nas na pewno większe znaczenie niż kreskówki dla pokoleń, które do wyboru mają ileś kanałów nadających ulubione animacje prawie na okrągło... Wobec obecnej mody na przerabianie klasycznych animacji na filmy fabularne (wplatając w to komputerowo bohaterow animowanych) jednak jakoś jestem sceptyczny. Nie ma to dla mnie tak dużego uroku jak klasyczne wersje. Niby postacie te same, część dowcipów się powtarza, ale gdy patrzymy na dość schematyczną grę aktorów, przeniesienie rysunkowych scenerii i gagów w real to wszystko trochę traci swój urok. Niby dzieciom się to podoba, ale one teraz takich filmów mają na pęczki i bohaterowie zmieniają się jak w  kalejdoskopie. Czy będą pamiętać cwanego misia tak jak ja po latach 30?Film opowiada o mieszkających w Parku Yellowstone niedźwidziach - Yogim i jego przyjacielu Boo Boo - jeden mający szalone pomysły jak by tu najeść się bez wysiłku (najlepiej skubiąc turystów), drugi próbuje go hamować ale jest pod wyraźnym wpływem większego kolegi. Strażnik ma z nimi urwanie głowy. Fabuła: do parku przybywa reporterka, która ma kręcić film o misiach, staje się też obiektem zainteresowań strażnika Smitha. Tymczasem burmistrz wraz ze swym przebiegłym doradcą planują sprzedaż parku firmie wycinającej drzewa...

Ile już tak schematycznych historii widzieliśmy? Wobec zagrożenia trzeba doprowadzić do zgody misia i strażnika, wspólnie wymyślić sposób na uratowanie parku. Czy Yogi, którego pomysły są dość niekonwencjonalne i niestety zwykle mało konstruktywne okaże się dobrym partnerem w tej sprawie?
Postacie Yogiego i Bubu wcale nie zachwycają i aż żal przyznać, że wiecej humoru i życia miały ich rysunkowe pierwowzory. A może to tylko mój sentyment? (ale to jednak pewna konwencja, którą poza filmem rysunkowym trudno oddać np. słynne Bubu w nogi! i kręcące się w miejscu nogi Yogiego :) sam robiłem tekturowe figurki misia z nogami kręcącymi się na korku by się tak bawić...). Jedyna scena dośc zabawna to postanowienie Yogiego by jeść tylko to co upoluje.
Ale jeszcze bardziej płaskie są postacie realne - może burmistrz i jego asystent mogą jeszcze zainteresować, ale role strażnika i dziennikarki są po prostu cienkie, jakieś plastikowe...
Obejrzałem z dziećmi i prawdę mówiąc porażka chyba nawet większa niż w przypadku innych filmów, do których przekonują mnie dzieci (w stylu Barbie, Alvin, Scoobie, Psy i koty itp.) bo tu na ocenę ewidentnie jeszcze nakładają się moje wspomnienia. Szkoda czasu. Lepiej puścić dzieciom starą wersję serialu, którą sam bym z przyjemnością zobaczył.
trailer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz