wtorek, 23 kwietnia 2019

Farmaceuta z Auschwitz - Patricia Posner, czyli historia zwyczajnego zbrodniarza

Historia wciąż potrafi nam dostarczyć tyle wstrząsającego materiału na reportaże, że nic tylko zakopywać się w archiwach i wydobywać na światło dzienne kolejne zapomniane fakty i postacie. Bohaterów i zbrodniarzy. Trzeba jednak umieć panować nad materiałem, żeby stworzyć opowieść, którą chce się czytać, nie zarzucić czytelnika datami, nazwiskami, wciągnąć w jakąś historię. Mam wrażenie, że Patricii Posner się to udało, choć tak naprawdę można by spokojnie wydzielić z tego co napisała dwie odrębne książki.
Pierwsza z nich to życiorys Victora Capesuisa, aptekarza z Rumunii, człowieka który potrafił płynąć na fali kariery, nawet jeżeli trzeba było poświęcić przy tym jakieś swoje zasady moralne. A może ich nie miał? To właśnie ciekawe pytanie, powracające nie po raz pierwszy. Banalność zła... Tłumaczenie się rozkazami, brakiem wyboru, uwarunkowaniami, nawet szukanie dla siebie jakichś argumentów na obronę, że przecież w tych warunkach, to nawet jakiś ich wykonany od niechcenia gest mógł ratować życie. O tym ilu nie uratowali woli się wtedy pewnie nie myśleć.
Jest jeszcze druga opowieść, równie ciekawa, choć niestety tu jak dla mnie zbyt mało rozwinięta.
Można powiedzieć, że to wstęp do tego by pokazać sytuację ludzi takich jak Capesius, możliwości robienia przez nich kariery choćby i w SS. Powiązania wielkich firm, choćby koncernów farmaceutycznych (dla jednego z nich pracował przed wojną Capesius, chodzi o IG Farben) z machiną wojenną Hitlera to temat nie mniej wstrząsający jak ukazanie zbrodni pojedynczych ludzi. Może nawet cała wojna wyglądałaby inaczej, Niemcy nie myśleliby na tak wielką skalę o różnych planach, gdyby za dowódcami nie stali zwykli biurokraci, którzy w głowie mieli jedynie pieniądze, liczby, rubryki. Jeżeli życie ludzkie da się przeliczyć na pracę, na zysk, to potem wszystko jest kwestią względną, a zasady moralne przestają mieć znaczenie. Skoro nie musisz przejmować się dostarczaniem wciąż nowej siły roboczej, to nawet przestaje ci zależeć na tym, by wydawać pieniądze na ich karmienie, utrzymanie. Mało o tym się mówi, że dzisiejsza potęga niektórych firm niemieckich, ma źródło między innymi w interesach jakie robili z Hitlerem, czasem po prostu korzystając z zamówień dla armii, ale bez skrupułów korzystając z taniej siły roboczej. Przy obozach koncentracyjnych budowane były całe kompleksy fabryczne, w których więźniowie musieli pracować. Nie dla armii, dla firm, które płaciły armii za ich "wypożyczanie". Interes się kręcił. I nikt nigdy tego tematu zbyt głęboko nie ruszył (czy ktoś wie o procesach dla zarządów tych firm lub konfiskacie ich majątków?), bo to przecież uderzałoby w fundamenty kapitalizmu. A Niemcy musiały być przez kogoś odbudowywane... Nie wiem czy ten temat, jedynie zarysowany na początku książki, nie wstrząsnął mną bardziej niż sama historia Capesiusa. Uświadomienie sobie tych olbrzymich sum jakie wchodziły w grę, tej biurokratycznej obojętności wobec losu ludzi, pokazuje trochę inne, mniej znane oblicze wojny.

Sam Victor Capesius. Cóż... Takie życiorysy znamy niestety aż za dobrze. Gdy mają okazję, ludzie ci stają w jednym rzędzie przy oprawcach i nawet nie odwrócą głowy widząc mordowanie. Tak trzeba i już. Co by im groziło za odmowę zaangażowania np. w przyjmowanie transportów w Auschwitz i decydowanie kto od razu ma być zabity, a kto ma iść do pracy? Co by im groziło za to, że zainteresują się po co mają zamawiać śmiertelną mieszankę w olbrzymich ilościach i dostarczać ją potem do komór gazowych? No co? Koniec kariery? Odcięcie od nieprzerwanego źródła złota i rzeczy jakie można było kraść z magazynów gdzie gromadzono wszystko to co odbierano przybyłym do obozu (choćby wyrywane zęby)...

Książka zawiera tyle udokumentowanych faktów, że tym bardziej boli los Capesiusa po wojnie. Te jego wszystkie próby oszukiwania w trakcie śledztwa, kpienie ze świadków, proces i kary, które trudno nazwać sprawiedliwością, w zderzeniu z tym jak świetnie potrafił zebrany majątek zainwestować, jaką estymą cieszył się wśród sąsiadów w miasteczku, dla nas są szokujące, choć chyba nie dziwią, bo niestety takich historii było sporo. Ci którzy wydawali się normalnymi ludźmi, w czasie wojny okazywali się gorsi od najgorszych zwierząt, a potem znowu w garniturach udawali spokojnych obywateli swojego kraju, są dla nas dowodem na to jak wiele krzywd i zbrodni nigdy nie zostało rozliczonych. Nawet nie chodzi tylko o kary, ale nikt nawet za nie nie przeprosił, nie poczuwał się do winy.
Dobrze, że takie książki się ukazują. Bo nie pozwalają zapomnieć. Ale są również ostrzeżeniem, że granica pomiędzy tym co dobre i złe, przez niektórych ludzi może być zacierana w zależności od ich interesów. Oto przeciętny człowiek, pamiętany jako bardzo życzliwy dla wszystkich, staje się cynicznym potworem, dla którego jedynym kłopotem związanym z wykonywaną w Auschwitz pracą, jest smród z palonych ciał. O tym że kilka godzin wcześniej posłał tych ludzi na śmierć, nawet nie myśli. Skazany na dziewięć lat więzienia, odsiedział jedynie trzy. I nawet nie chce się już tego komentować.
A lekturę polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz