wtorek, 9 kwietnia 2019

Wyspa psów, czyli ładnie, mądrze i do serca


Może jutro coś krakowskiego skoro już jestem w tym mieście, ale prawdę mówiąc kolejka szkiców zrobiła się baaardzo długa. Fajnie że mam w czym wybierać, szkoda tylko że nawet jedna notka dziennie nie jest w stanie rozładować "kolejki". Pomysł by wrzucać dwie dziennie jest na tyle szalony, że nie mam zamiaru na dłuższą metę o tym myśleć. Niech zostanie jak jest. Będzie kolejka.

W Warszawie Festiwal Wiosna Filmów i na pewno na dniach napiszę parę słów o tytułach z jego programu. A przez miesiąc Studio Art&Passion na Wiejskiej wystawa klimatycznych zdjęć Ewy Milun-Walczak. Polecam
A dziś o filmie. Niedługo jeszcze mam zamiary dorzucić jeszcze jeden podobny obraz do opisywanych. O ile filmy animowane zwykle kojarzymy z młodszym odbiorcą, te dwa docenią chyba przede wszystkim dorośli. Wes Anderson nawet gdy kręci fabuły, wypełnia je swoimi pomysłami, które je trochę odrealniają. A gdy robi film animowany, możemy mieć pewność że banalnie nie będzie.

Czemu myślę, że dzieciaki nie będą się na Wyspie psów bawić tak dobrze jak dorośli? Nie chodzi nawet o samą fabułę, w której pod płaszczykiem mało skomplikowanej historii ukrytych jest sporo niewesołych refleksji, które można by interpretować nawet na gruncie politycznym. Warstwa wizualna też nie jest pewnie dla dzieci zbyt atrakcyjna: dużo tu szarości, brudu. A w emocjach również dominuje smutek i nostalgia. I co z tego, że dobrze się kończy... Zanim dotrzemy do finału, dzieci ze sto razy mogą marudzić, że to dla nich mało ciekawe. Co innego dla dorosłych. Ci docenią trochę dziwaczna postacie (np. chłopca, który po katastrofie samolotu biega z żelastwem wystającym z głowy), ironię w dialogach psów skazanych na rozłąkę ze swoimi właścicielami, czy sam pomysł spisku posiadaczy kotów, by pozbyć się ich odwiecznych rywali. Wystarczył dobry pretekst: wirus, który atakuje jedynie psy i oto program izolacji zarażonych psiaków na wyspie poza miastem przerodził się bez większych sprzeciwów społeczeństwa w eksterminację czworonogów. Na wyspie, która jest jednym wysypiskiem śmieci, bez wsparcia z zewnątrz, skazane są one na zagładę. I nawet byli właściciele jakoś godzą się na to wszystko. Na szczęście nie wszyscy.
Adoptowany bratanek burmistrza, który wydał taką a nie inną decyzję, 12-letni Atari postanawia wyruszyć na poszukiwania swojego przyjaciela, a pomogą mu w tej misji inne psy.
To właśnie czworonożni przyjaciele człowieka są tu najważniejszymi postaciami, nie tylko towarzyszącymi w wyprawie, ale cały czas komentującymi wydarzenia, uczącymi chłopca ważnych spraw, otwierającymi mu oczy na to czego nie dostrzegał. Film nie tylko mądry, ale przede wszystkim ciekawy w warstwie wizualnej, w niejednej scenie ta animacja poklatkowa może nas zachwycić detalami, malarskością. Elementy kultury japońskiej nadają mu trochę egzotyczności, ale jego przesłanie jest jak najbardziej uniwersalne. Odrobina humoru (chwilami ciut absurdalnego), a jednocześnie historia, w której można doszukiwać się symboliki Holocaustu i współczesnych antyimigranckich wystąpień. Wes Anderson w świetnej formie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz