środa, 25 października 2017

Pogromca grzeszników - Grzegorz Kalinowski, czyli Dodek, Goliat i reszta ferajny

Dziś premiera, więc nie mogło zabraknąć notki o "Pogromcy grzeszników".
Po świetnej trylogii "Śmierć frajerom" Grzegorz Kalinowski znów zabiera nas na wyprawę do Warszawy w lata 30. On zna to miasto jak własną kieszeń, lubuje się w odkrywaniu jego historii i z różnych jej fragmentów potrafi złożyć opowieść tak fascynującą, że czyta się to z niesamowitą ciekawością. Niby rozrywka, bo "Pogromca grzeszników" to kryminał, a w przypadku poprzednich książek fabuła przygodowa z trochę gangsterskim, łotrzykowskim klimatem, ale tło, nawet całe ramy fabuły, mają oparcie w prawdziwych wydarzeniach, postaciach, w kronikach miasta. Nie chodzi jedynie o miejsca, ale również o ich atmosferę, czasem język ulicy, a nawet konkretne zdarzenia. Dla Kalinowskiego wystarczy fragment z jakiejś gazety, notatka w kronikach kryminalnych, relacja z meczu, a już potrafi na tej kanwie napisać fajną scenę. Potem to wszystko spina w całość i mamy gotową powieść. I nie ma w tym nic z jakiegoś bałaganu, przypadkowości, tak potrafi poprowadzić swoich bohaterów, że wszystko ma ręce i nogi.
Przez trzy tomy towarzyszyliśmy Heńkowi Wciśle, cwaniakowi, który nie zawsze postępował zgodnie z prawem, a "Pogromca grzeszników" otwiera jakby nową perspektywę w jego opowieściach. Tym razem bowiem stajemy po stronie stróżów prawa. Jednego z nich już mogliśmy poznać w poprzednich powieściach - to znany żartowniś aspirant Kornel Strasburger. Towarzyszyć mu w śledztwie będzie jego przyjaciel przodownik Zygmunt Stolarczyk, a sprawa z jaką będą się musieli zmierzyć jest wyjątkowo mało przyjemna.
Oto w światku prostytutek, alfonsów wkradł się strach, bo ktoś dokonuje coraz bardziej brutalnych mordów. To nie wygląda już na pojedynczą sprawę, której przyczyną mogła być prywatna zemsta, jakieś porachunki. Tu wszystko wskazuje na seryjnego mordercę, który na cel wziął sobie właśnie środowisko oferujące "usługi towarzyskie". Tak przynajmniej prezentuje to prasa, która na tej sensacji zbija ogromną popularność, doprowadzając do szewskiej pasji naszych bohaterów. Jak tu prowadzić śledztwo, skoro nawet przełożeni sugerują się tym co dyktują im nagłówki gazet, a w mieście narasta panika?
Ciekawie zarysowany został wątek "kreowania tematu" przez prasę, postać początkującego redaktora Gza, staje się jakby równorzędnym bohaterem obok policjantów prowadzących dochodzenie. Pieniądze, kariera, sława, stają się dla niego na tyle atrakcyjne, że w nosie ma doszukiwanie się za każdym razem prawdy w ochłapach jakie można zdobyć na ulicy. On woli tę prawdę "stworzyć".
Do tego oczywiście mozolne śledztwo, naciski by jak najszybciej sprawę rozwiązać i poruszanie się w półświatku, który przecież do policji zaufania kompletnie nie ma. Trzymając się procedur i rozkazów, Strasburger i Stolarczyk niewiele by zdziałali. Obaj są jednak facetami, dla których liczy się raczej skuteczność, a nie formalności, które zawsze w razie czego można potem uzupełnić. Swoje nasiadówy z analizowaniem hipotez wolą robić w knajpie przy wódce, nie na posterunku, ale jak trzeba działać to też nie wyliczają żadnych przepracowanych nadgodzin, co najwyżej guzy i kaca będą leczyć następnego dnia w pracy.
Do samej intrygi, śledztwa, nie mam zamiaru się czepiać - jest ciekawie, choć też nie ma tu jakiejś super tajemnicy do rozwikłania. Kalinowskiego uwielbiam raczej za atmosferę całości, za masę ciekawostek z życia przedwojennej Warszawy, obrazków z półświatka, ulic, biur, knajp, kabaretów. Te dialogi, scenki, opisy, pełne życia, kolorów, czasem humoru, sprawiają masę frajdy, nawet gdy zbaczamy na jakieś poboczne wątki i akcja nie posuwa się do przodu. Czytasz wciągającą fabułę, a potem jeszcze odkrywasz ile w niej było ciekawych faktów (jak choćby postać Stanisław Paleolog i oddziałów obyczajowej policji). A dla tych, którzy lubują się w retro kryminałach bonusem też będzie odnajdywanie wszystkich nawiązań do twórczości np. Krajewskiego, czy Wrońskiego.
Polecam lekturę nie tylko miłośnikom retro kryminałów, ale również varsavianistom, czy też tym, którzy lubią powieści napisane lekko, wciągające i z historią w tle. Kalinowski na pewno nie przynudza!

Wydawcą "Pogromcy grzeszników" jest wydawnictwo MUZA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz