środa, 25 października 2017

Blade Runner, czyli to w końcu kto śni o elektrycznych owcach?

Klasyk. Ale przecież wcale nie od początku, bo w kinach zrobił finansową klapę. To jednak były czasy VHS i film krążył między kolejnymi fanatykami SF zbierając coraz więcej wyznawców. O odważnej próbie nakręcenie kontynuacji napiszę jutro, dziś jedynie o filmie sprzed lat i przy okazji kilka refleksji na temat tego gatunku. To ciekawe, że dla mojego pokolenia status największych dzieł mają filmy sprzed lat (choćby "Odyseja kosmiczna", czy właśnie "Blade Runner"), tak zupełnie inne od tego co zwykle dziś kojarzy się z fantastyką. Zamiast akcji (no dobra, Star Wars nadal wspominamy, choć to czysta rozrywka, ale to wyjątek), w tych filmach jest coś wyjątkowego. Wizja świata przyszłości ma nie tylko sycić oczy, zaskakiwać, ale przede wszystkim inspirować do zadawania pytań o to w jakim kierunku zmierza człowiek, czy będzie potrafił kontrolować wszystkie konsekwencje swoich pomysłów. Stawiam sobie obok siebie choćby wizje miasta z "Piątego elementu", masę kolorów i świateł oraz film Ridleya Scotta, gdzie wszystko jest jakieś zamglone, w deszczu, wcale nie jest efekciarskie. I wiecie co? Nadal bardziej zachwyca mnie wizja z "Blade Runnera". Dzięki muzyce Vangelisa jest ona po prostu niezapomniana.
 
I choć rozumiem, że kogoś powolne tempo, dziwnie senny klimat tego filmu może zanudzić, ale jak ktoś się już rozsmakuje w tym obrazie, może go oglądać po wiele razy. Nie wiemy jaki był Deckard przed tym jak go poznaliśmy, zanim dostał kolejne zlecenie, ale chyba był niezły w polowaniu na androidy, skoro właśnie o nim pomyślano gdy pojawiły się kłopoty. Co się więc takiego stało, że coraz trudniej przychodzi mu zabijanie, że ma coraz większe wyrzuty sumienia. Przecież widzi, że tym razem naprawdę grupa uciekinierów z kolonii jest groźna, że zabiła już całkiem sporo osób. Czy odmieniło go to pierwsze spotkanie z Rachael?  Sam jest replikantem, co sugeruje mocno wersja reżyserska, tyle że od wielu lat dobrze się maskuje? A może to kwestia tego, że zaczyna rozumieć ich sytuację, że wyobraził sobie iż androidy mogą mieć uczucia, pragnienia? Miały być jedynie maszynami, zdolnymi do pracy w pewnym okresie czasu, potem obdarzono je świadomością, nawet wspomnieniami, tak by nie czuły tak ogromnej różnicy, nie rozumiały swojego losu... Ciekawe, że w pierwowzorze, czyli w powieści Dicka, nie przypominały aż tak bardzo ludzi. Tu ta granica się bardzo zaciera. Bunt nie polega jedynie na łapaniu zbrodniarzy, ich karze się za to, że mają jakieś marzenia, że chcą zmienić swój byt. Owszem, mordują, ale widzimy w tym taki sam konflikt istota-stwórca, do jakiego prędzej czy później dochodzi również na linii człowiek-Bóg. Wyjść poza ramy, w jakie mnie wepchnięto, spróbować choć na chwilę poczuć się wolnym...
Naprawdę uwielbiam ten film, z całą jego dziwną nostalgią, ponurą atmosferą.

2 komentarze:

  1. Prawdopodobnie obejrzę... ale dopiero po książce. Czeka na półce na swoją kolej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawdę mówiąc film sporo pozmieniał w stosunku do książki, więc można odwrócić kolejność. Będziesz miała okazję zobaczyć kontynuację na dużym ekranie (koniecznie!) - jutro notka o Blade Runner 2049

      Usuń