wtorek, 24 października 2017

Kto się boi Virginii Woolf, czyli tobie już może wystarczy

Na chwilę zwalniam tempo z projektem National Theatre Live, bo powroty po 3-4 godzinnych spektaklach stają się coraz trudniejsze (na rok mi skasowali połączenie kolejowe), ale to nie znaczy, że Wy nie możecie korzystać. Jeżeli chcecie być na bieżąco to wbijajcie na stronę Na żywo w kinach gdzie znajdziecie nie tylko spektakle pokazywane w Multikinie, ale i w mniejszych miejscowościach.  
W listopadzie wybieram się na balet, Wam jednak rekomenduję przede wszystkim przedstawienia teatralne, bo te pokochałem najbardziej. Widzę też, że coraz częściej zdarzają się w ramach cyklu przedstawienie z innych teatrów, które jedynie współpracują z National Theatre w ramach projektu. Jak choćby tym razem: Kto się boi Virginii Woolf to sztuka pokazywana w teatrze im. Harolda Pintera w Londynie.
Słynną sztukę rozpisaną genialnie na czwórkę aktorów mam w miarę na świeżo, bo oglądałem ją w teatrze Polonia. Nawet zdaje się, że tu do napisów też oparto się na tym samym tłumaczeniu, czyli pracy Jacka Poniedziałka.
Na scenie Imelda Staunton, Conleth Hill i młodsze pokolenie, czyli Imogen Poots i Luke Treadaway. Dwa małżeństwa, jedna noc i masa sekretów. To naprawdę świetny tekst, tylko trzeba uważać, żeby nie szarżować i wydobyć z niego wszystkie niuanse.

Najłatwiej by pewnie można uprościć: starsze małżeństwo, znudzone sobą, wciąż w konflikcie lub zimnej wojnie, wciąga w swoją grę parę dużo młodszych od siebie ludzi. Ci dopiero przybyli do campusu, on ma zacząć wykładać biologię, chętnie więc korzystają z zaproszenia "weteranów" w tym środowisku, zwłaszcza że żona Georga - Martha, jest jednocześnie córką rektora. Kto by więc obraził gospodarzy, wyszedł lub powiedział im coś do słuchu. No, może po paru drinkach...
A tych jest tu dość dużo i to właśnie alkohol wyzwala wszystkie te emocje, które czasem nawet były głęboko skrywane przed światem, ba nawet przed współmałżonkiem.
Nocne rozmowy, flirt, złośliwe docinki, niewinne żarty, odkrywanie tajemnic i bardzo raniące słowa - oglądasz to przez 3,5 godziny po prostu zafascynowany. Ależ to jest szkoła dla młodych aktorów, a dla starszych możliwość pokazania ich kunsztu. Kochający się ludzie, a potrafią tak bardzo się krzywdzić. Co prawda ten tytuł jest tak znany, że trudno czymś widzów zaskoczyć, nie wiem więc czy nie lepiej zobaczyć go na żywo, w wykonaniu polskich aktorów, ale ta inscenizacja również warta jest zobaczenia! Oj iskrzy na scenie, iskrzy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz