O poprzednich dwóch tomach Sagi Rodziny Neshov, znakomitego cyklu opowiadającego o próbach naprawiania zaburzonych więzi rodzinnych i leczenia traum z przeszłości, pisałem już wcześniej (zakładka przeczytane na górze). Pora na tom trzeci. I znowu będzie zarówno wzruszająco, jak i cholernie prawdziwie.
Norweska autorka jest mistrzynią wydobycia emocji zarówno ze swoich bohaterów, jak i z czytelników, a jej saga to jak na razie jedna z najlepszych rzeczy przeczytanych w tym roku. Jedyna trudność to wskazanie, który tom zasługuje na szczególną uwagę. Czytać trzeba całość i basta. I cieszyć się, że napisana została kontynuacja (lada chwila - Smak Słowa się postarał!).
Po dramatycznych wydarzeniach z drugiego tomu spodziewać by się można, że przyjdzie wreszcie czas spokoju i budowy, a rodzina wreszcie się pojedna. Każdy jednak z nich ma własne spojrzenie na ocenę tego co było i pomysł na przyszłość. Torunn, która tak cieszyła się z odnowienia relacji z ojcem, teraz będzie musiała pogodzić się ze stratą i poczuciem winy, z pogłębiającą się depresją, zdecydować czy przyjmie pomoc od Kaja, zakochanego w niej pomocnika na farmie. i podjąć decyzję czy chce takie dziedzictwo. To wokół niej będzie się skupiać głównie nasza uwaga w tym tomie.
Jej wuj, najbardziej konserwatywny i chłodny Margido, wreszcie zdecyduje się na jakieś zmiany w swoim życiu, u drugiego, czyli Erlenda i jego partnera Krumme, po wstępnych obawach, rewolucje i plany na przyszłość pojawiają się nawet za szybko. Każdy z nich ma również pomysły na to co dalej z rodzinnym gospodarstwem, tyle, że niekoniecznie są one zbieżne ze sobą.
Przed każdym ze swoich bohaterów autorka stawia trudne decyzje, każe robi plany, budować nadzieje, a potem często pokazuje im jak niewielki mają wpływ na to co się wokół nich dzieje, jak skupieni na sobie, nie dostrzegają wokół siebie innych ludzi. Uciekanie przed uczuciem, odrzucanie pomocy, unoszenie się honorem, obrażanie – to wszystko już znamy z poprzednich tomów. I znów w „Na pastwiska zielone” będziemy przyglądać się jak mocno przywiązują się do swoich nawyków, jak się usztywniają w swoim kokonie bezpieczeństwa i jak trudno im uczyć się żyć dla innych, z innymi. Gdy po raz kolejny przyjdzie im się spotkać na terenie rodzinnego gospodarstwa, nie będzie to wcale sielanka.
Cholera, te postacie się po prostu lubi, z ich charakterami, dziwactwami, tak różnym sposobem życia, stali się nam w pewien sposób bliscy, choć nas czasem wkurzają. Zależy nam na nich.
Fascynujące jest to, w jaki sposób udało się autorce przykuć naszą uwagę do tak spraw wydawałoby się zwyczajnych, dziejących się bez pośpiechu, codziennych, intymnych. Jest w tym oczywiście świetny klimat, opisy zapachów, smaków, kolorów, otaczającej przyrody. Ale to co ważniejsze – udało jej się zawszeć w tych powieściach tyle prawdziwych uczuć, że to wciąga lepiej niż najlepszy dreszczowiec. Bywa zabawnie, ale też gorzko. Po prostu, jak to w życiu.
Saga pomyślana jako trylogia, okazuje się, że jednak będzie miała napisaną kontynuację. „Na pastwiska zielone” nie kończy więc historii, a my nie rozstajemy się więc z bohaterami tak do końca. To dobrze, bo naprawdę saga o rodzinie Neshov to jedna z lektur, którą pamięta się bardzo długo. Poruszająca, z fantastycznymi portretami psychologicznymi, skomplikowanymi relacjami, stanowi okazję do przemyśleń nad tym jak układają się losy ludzkie, nad cyklem życia, z jego cudownym początkiem i końcem, którego tak się obawiamy.
To nic, że wszystko tu toczy się zupełnie inaczej niż byśmy być może pragnęli, że nie jest słodko i przyjemnie, jak w tych wszystkich książkach jakie bombardują nas z witryn i reklam. Anne B. Ragde nie obiecuje, że będzie przyjemnie. Otwiera za to drzwi przez które widzimy prawdziwe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz