niedziela, 18 czerwca 2017

Zaginięcie - Remigiusz Mróz, czyli obrońcy nie interesuje twoja wina


Skoro mam za sobą trzy tom z Forstem, to teraz kolej na nadrabianie zaległości z Chyłką. Gdy zaliczyłem po jednym tomie z każdego cyklu, stawiałem właśnie na prawniczkę, potem jakoś wciągnęły mnie te jazdy bez trzymanki po górach. Kryminały prawnicze mam wrażenie, że dają aż tak dużej możliwości zaskakiwania, choć przy "Kasacji" miałem niezłą zabawę. Remigiusz Mróz tłucze te książki jedną za drugą i zastanawiam się czy sam się już nie łapie na tym, że się gubi, lub kończą mu się pomysły. Na pewno nie unika błędów, ale jeden z takich poważniejszych zostawię sobie może na recenzję trzeciego tomu z cyklu. Dziś "Zaginięcie" - druga sprawa prowadzona przez doświadczoną prawniczkę Joannę Chyłkę i jej podopiecznego, Kordiana Oryńskiego. Po pierwszej w swojej (i dodajmy renomowanej) kancelarii zyskali status gwiazd, ale i narwańców, którzy lubią rozgłos. Teraz też, trochę na własne życzenie, ładują się w sprawę, w której nie unikną mediów i zainteresowania opinii publicznej. Co też Chyłkę pcha do takich wydawałoby się przegranych batalii. Wiemy, że poprosiła ją o to koleżanka, ale przecież nawet jej w przeszłości nie lubiła. I teraz, choć sama nie wierzy w niewinność jej, ani męża, ma bronić ich przed sądem. Oboje twierdzą, że pomimo włączonego alarmu, żadnych śladów włamania, ani porwania, zniknęła z domu ich kilkuletnia córeczka. Nic dziwnego, że dla prokuratora i policji, stali się pierwszymi podejrzanymi. Zamordowali, ukryli gdzieś córkę i teraz wzajemnie się kryją.


Policja z góry nastawia się nie na poszukiwania porwanej dziewczynki, tylko jej ciała, co doprowadza do szału naszych bohaterów. Cała ich obrona będzie oparta na takiej strategii: brak dowodów, wszyscy działają według wcześniej postawionych hipotez ignorując jakiekolwiek inne warianty wydarzeń. A jak było naprawdę? Chyba nawet Chyłkę zaskoczy to odkrycie.
Sporo tu fragmentów opisujących przebieg rozprawy, rozumiem, że to miało budować napięcie niczym w thrillerach prawniczych rodem z USA, tyle, że u nas nie ma aż takich emocji, bo i rola ławników jest trochę inna. Całe śledztwo wokół sprawy, które prowadzi głównie Oryński (nie zdradzę z jakiego powodu) jest jakieś naciągane, muszę więc przyznać, że "Zaginięcie" podobało mi się dużo mniej niż "Kasacja". Niby wciąż mamy ciekawych bohaterów, autor stara się, żeby między nimi iskrzyło, funduje kilka niespodzianek, ale lektura już nie jest tak wciągająca, by nie chciało jej się nawet na chwilę odkładać. Dziwny to kryminał, gdy czytelnik prawie nie jest zainteresowany rozwiązaniem zagadki, a jedynie z ciekawości czyta, żeby zobaczyć jak prawnicy wybrną z zawikłanej sytuacji (niezależnie od tego jaka jest prawda).
Dobrze, że chociaż koniec jest taki, że człowiek od razu ma ochotę zerknąć do tomu trzeciego. Co też niniejszym informuję, że uczyniłem.

5 komentarzy:

  1. Ja natomiast jestem na bieżąco z Chyłką, a nadrabiam zaległości z Forstem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie znacznie bardziej podobala sie pierwsza czesc o Chylce.
    "Zaginiecie" bylo slabsze.Natomiast gdy chodzi o Forsta,to przeczytalem pierwsza czesc i wystarczy.Jedyny plus jest taki,ze sie ja szybko czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten plus jest nie do przecenienia :) wyłączyć myślenie o tym co prawdopodobne i dać się pochłonąć niezłej fabule...

      Usuń
    2. Lubie dobra sensacje,ale Forst to dla mnie zbyt komiksowa stylistyka.

      Usuń