poniedziałek, 15 września 2014

Antychryst, czyli żal, ból, rozpacz i jedna wielka hucpa


No dobra, nie będę odkładał dłużej. Muszę się z tym zmierzyć i na jakiś czas odpocząć od tego pana i jego szaleństwa. W kolejce przecież czekają na notki Seidl, Scorsese, Hanneke i jeszcze tyle innych obrazów. 

Jeżeli przy Nimfomance można by jeszcze znaleźć jakąś treść (choć można z nią dyskutować i pytać o sens poszczególnych scen), to przy Antychryście ja się po prostu poddaję. To jest sen chorego człowieka, na siłę szukanie możliwości szokowania widza, pokrętny żart, bo przecież nie brakuje takich, którzy na siłę doszukują się tu głębi, antytezy dla twórczości Tarkowskiego. U słynnego Rosjanina, poszukiwanie pierwiastka duchowego, a tu sama natura, szalona i pierwotna. I do tego przebąkiwanie o własnej depresji, jakoby ona mogła wytłumaczyć to wszystko.


Mówcie co chcecie, ale ja po prostu tego filmu nie jestem w stanie zrozumieć i przyjąć jako pewnej całości. Fragmenty tak, ale cały film staje się zlepkiem wizji kompletnie bez sensu. Kto mi to przesłanie wytłumaczy, nie obrażając jednocześnie się na pytania, w rozmowie, a nie w pouczaniu, stawiam dobrą kawę. Jak dla mnie cała symbolika i ta niby "głęboka treść" to przypadkowy, grafomański bełkot pełen odniesień do filozofii i religii, ale pusty niczym wydmuszka. 
   
 Zaczyna się to tak, że już od początku przechodzą nas ciarki. Oto dwoje małżonków w uniesieniu miłosnym, nie zauważa, że ich mały synek wychodzi z łóżeczka i staje na parapecie okna. Śmierć dziecka, szczególnie gdy stało się to jakby w naszej obecności, powodują potworną traumę. On (grany przez Willema Dafoe) postanawia pomóc żonie, w końcu nie na darmo jest znanym psychiatrą. Zabiera ją (ukochana muza vonTriera, czyli Charlotte Gainsburg) do chatki na odludziu, gdzie ma wrócić do równowagi. Miejsce jednak nie wydaje się działań na nią zbyt dobrze. Kiedyś pracowała tu nad publikacją dotyczącą czarownic, oskarżeń o satanizm, teraz różne obrazy zdają się do niej wracać z podwójną siłą. Coś co miało jej pomóc w uporaniu się w własnymi lękami, depresją, wydaje się wpędzać ją w coraz głębsze zaburzenia psychiczne.

AntychrystNie będę opisywał poszczególnych scen, które potrafią obrzydzić seans chyba nawet najbardziej odpornym. Kopulacja i śmierć rzadko kiedy były pokazywane tak blisko siebie. Spotkałem się z opiniami, że gdy już się je zaakceptuje, to można dostrzec to co głębiej. Ale delikatnie mówiąc mam to gdzieś i nie mam ochoty czegoś takiego akceptować, ani oglądać na ekranie.
I żeby było śmieszniej, mimo całego skandalu, kontrowersji, dużej dawki przemocy, ten film jest nie tylko chwilami wulgarny, ale przede wszystkim chaotyczny i nudny.
  
Młodzież ma dobre określenie na takie produkcje - "że coś ryje mózg (albo inaczej banię)". Pasuje jak ulał. Bo po obejrzeniu niesmak pozostaje na długo.

7 komentarzy:

  1. Oglądałam i... chyba jestem totalnie głupia, bo ni cholery nic z tego filmu nie zrozumiałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja oglądałam 3x. Też wszystkiego nie ogarnęłam na początku, ale przeczytałam kilka opracowań i zyskał mocno na wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brrrr nie wiem czy bym chciał to sobie powtarzać... Ale co odkryłaś?

      Usuń
  3. Chciałam coś mądrego napisać w komentarzu ale nie mogę bo przebrnęłam tylko przez początek:) Swoją drogą to film do najnowszych nie należy i zdziwiona byłam (jestem),że dopiero teraz jakaś notka u Ciebie się pojawia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj dużo u mnie rzeczy starszych. Nie nastawiam się bardzo na nowości, bo i czasu brak. Robię te notki trochę też dla siebie, nie tylko dla czytelników, ale cieszą sytuacje gdy zajrzy ktoś by o starszym filmie pogadać, albo nawet (bo i tak się zdarza) coś odkryć.

      Usuń
  4. :) No tak.Sama czasem coś odkrywam u Ciebie ( to odnośnie kilku postów wcześniej)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poszłam na to z mężem i z parą znajomych do KINA. Byłam razem z moją koleżanką jednymi z nieliczych, które nie wyszły z seansu. Mój mąż z kolegą wyszli napić się napoju zapomnienia. Przyznam że nie widziałam gorszego filmu, a te sceny, które miały coś symbolizować były ohydne i nie dało sie na nie patrzeć i ich symbolika upadła właśnie przez ten fakt.

    U mnie sie mówi: RYJE BERET :) i ten film się do tego powiedzonka zdecydowanie nadaje.

    OdpowiedzUsuń