środa, 23 stycznia 2013

Wujek Bonmee, który potrafi przywoływać swoje poprzednie wcielenia, czyli moje nerwy i sansara

Nie dość, że pogoda mało przyjemna, człowiek wraca z pracy i pada ze zmęczenia po łażeniu przez tę breję to jeszcze dobiją go takimi informacjami jak ta o premiach dla p. marszałek i zastępców. Ja też [...słowo niecenzuralne...] bym chciał sam sobie tak przyznawać premię (w wysokości przeciętnych rocznych dochodów) bo oceniam swoją pracę bardzo dobrze... Ech, szkoda gadać na ludzką pazerność, bezczelność i głupotę. Kryzys jest dla przeciętnych ludzi, ale nie dla polityków, którzy pasą się w tym czasie za pieniądze podatników. Jak przychodzi taka informacja człowiek się szamoce - czy to olać, wyłączyć się z myślenia, absorpcji jakichkolwiek informacji politycznych, czy też wrzeszczeć, pisać, protestować. Jedno nieobywatelskie, a drugie pieniackie i niewiele daje. W taki dzień przypominam sobie dlaczego założyłem bloga gdzie postanowiłem pisać tylko o kulturze. To daje wytchnienie, jest niszą gdzie można się schować przed tym całym hałasem i masz pewność, że więcej masz wokół siebie ludzi inteligentnych, wrażliwych, mniej agresywnych i bardziej otwartych. A zamiast odnosić sobie ciśnienie lepiej pomyśleć sobie ile już głupich decyzji, ludzi, sytuacji przetrwaliśmy. Skoro oni się nie wstydzą, to co ja im mogę zrobić? Ja bym się wstydził. I każdy uczciwy człowiek pewnie też. Widocznie oni tacy nie są. A może władza ich tak zmienia?
Uruchomiło mi się sporo refleksji, ale wbrew pozorom wszystkie one w jakiś paradoksalny sposób mogą doprowadzić nas do tematu dzisiejszej notki. Bo takie filmy jak choćby "Wiosna, lato, jesień, zima" czy dziś opisywany "Wujek Bonmee", są tak głęboko zakorzenione w innej duchowości, innym sposobie patrzenia na świat, że dla Europejczyka przyzwyczajonego do działania mogą być trudne w odbiorze. Ale dają właśnie taką perspektywę, która pokazuje małość tego wszystkiego co dziś wydaje się tragedią, śmieszność tego co jest problemem. U chrześcijan tą perspektywą jest wieczność, zbawienie, ale niewiele jest filmów, które do tego się odwołują (ostatnio "Wyspa" czy "Wielka cisza"). Natomiast kino azjatyckie coraz częściej zaskakuje nas swoją poetyką i odwołaniami do innego spojrzenia na świat, do wiary w reinkarnację i poszukiwania harmonii w sobie.
Niełatwy dla mnie seans. Może powinno się ten  tajlandzki film potraktować jako bajkę, zbiór symboli i żartów, które rozrzucono tu bez ładu, który by łatwo można było dostrzec. Ja wciąż próbowałem się doszukać jakiejś spójnej historii, jakiegoś sensu, złożyć to w całość. I nawet jeżeli na chwilę dałem się ująć wciągającym scenom gdy bohaterowie zatrzymywali się by szukać wyciszenia, by medytować, po chwili znowu drażniło mnie coś co wybijało mnie z tego zwolnionego rytmu, co wydawało się nie na miejscu. Pytania mógłbym mnożyć: o leśne małpy, o opowieść do przeszłości ilustrowaną zdjęciami w mundurach, o księżniczkę która przeżywa ekstazę w zbliżeniu z sumem (nawet nie każcie mi tego tłumaczyć) itd.
Jeżeli to próba ukazania jakiejś filozofii życia, zgody na umieranie, traktowanie świata duchów jako czegoś realnego (bo tak bym to widział) to przeszkadzało mi jednak to, że nie pociągnięto tego w całości w poważny sposób. Zbyt wiele tu elementów, które bardziej sprawiały wrażenie głupich przesądów ludowych niż mistycznego przeżywania życia i śmierci. 
Dziwny film. Chwilami fascynujący, nie tylko w warstwie wizualnej, ale w tym zwolnionym tempie, w celebracji detalu i chwili, w spokoju jaki z niego bije. Ale momentami niestety jak dla mnie zbyt "udziwniony". A może po prostu go nie potrafię zrozumieć? To co dla nas w filmie Apichatponga Weerasethakula tajemnicze, bez sensu, być może oglądane przez osobę znającą lepiej wschód i jego kulturę będzie miało zupełnie inny wymiar.        
Skusiło mnie do obejrzenia zamieszanie wokół niego, nagrody i pochwalne recenzje. Nie żałuję, ale też trudno mi jednoznacznie go ocenić jako obrazu, który by zasługiwał na wielkie uznanie. Chyba, że oceniamy go poprzez pryzmat zaskoczenia: czegoś takiego jeszcze nie widziałem. 
Film obejrzałem na platformie iplex.pl  

2 komentarze:

  1. O tym co piszesz w pierwszej części postu wielu pewno wzburzyło, ale u nas nic nie dziwi, nawet to, ,że Pani zwolniona z kancelarii byłego już ministra odbiera odprawę w wysokości 300 tyś i za trzy dni wraca tam do pracy tylko pod rządy innego już ministra.I to też było zgodne z prawem. I nie widzi ta Pani, że to jest w niezgodzie z sumieniem.Ale cóż, czy my, naród kogoś obchodzimy chyba tylko jako wyborcy, którzy owczym pędem pędzą do wyborów, nie zastanawiając się nawet co będzie po wyborach.
    A film pewno raczej nie dla mnie, gdyż ja jestem straszliwie konkretna, prozaiczną osobą i pewno nie pojęłabym o co twórcom chodziło.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też nie pojąłem :) ale film ma swój urok. Po prostu coś innego

      Usuń