wtorek, 29 stycznia 2013

To skomplikowane, czyli zestarzeć się razem czy osobno?

Po obejrzeniu Dwoje do poprawki i zerknięciu jeszcze na rolę Meryl Streep w "Julia i Julie" nie mogłem się oprzeć by nie wrócić do komedii sprzed kilku lat, czyli "To skomplikowane". Wciąż zachwycają mniej metamorfozy tej aktorki, obojętnie czy to repertuar rozrywkowy czy też poważniejszy. Gra przecież dużo, a trudno wskazać jakieś bardzo słabe role w ostatnich latach. Ta komedia również i bawi i zachwyca swą lekkością. 
Spotkałem się z określeniami, że to świetny materiał na Walentynki dla seniorów :) No to ja już chyba się kwalifikuję do tej grupy, bo bawi mnie to nawet bardziej niż te wszystkie głupiutkie problemy i szarpanie się za gumki od majtek 20-latków. Cudownie, że to pokolenie aktorek (i aktorów) nie daje się zepchnąć jedynie do dramatów o kryzysie związanym ze starzeniem się czy do ról stetryczałych dziadków. Życie nie kończy się ani po 50-tce, ani po 60-tce, nadal można być pełnym pasji, szczęśliwym, a jak pokazują również takie filmy jak ten z dzisiejszej notki, nie trzeba skreślać szans na życie uczuciowe czy erotyczne.   
   
Jane (Streep) - od dziesięciu lat rozwiedziona ze swoim mężem przeżywa wyfrunięcie z domu swoich dzieci. Spełnia się zawodowo, ale jej życie uczuciowe to pustka. Jej małżonek Jake (Baldwin) mimo, że odszedł kiedyś do dużo młodszej kobiety też jakoś nie sprawia wrażenie szczęśliwego. I oto przypadek (i alkohol) sprawi, że oboje małżonkowie po 10 lata od rozwodu znów rzucą się sobie w ramiona. Dla niego jest to olśnienie i odkrywanie na nowo uczuć do żony, która wydawało mu się że jest nudna. Dla niej ten szalony romans, który próbuje ukryć przed dziećmi jest z jednej strony miłym prezentem od losu, podnosi jest samoocenę, ale też ma wątpliwości czy na pewno chce drugi raz wejść do tej samej rzeki. Do tego na horyzoncie pojawia się bardzo zainteresowany nią architekt (Martin). Ot i w skrócie fabuła.
Przeżywanie na nowo zauroczenia sobą małżeństwa, które się rozstało, odkrywanie iż tyle nadal ich łączy, że dobrze im ze sobą, jest tu podane bez specjalnych psychologizmów, analiz. Przeżyć porzucenie i się z tego pozbierać nie jest łatwo, to raczej temat na dramat obyczajowy, a tu proszę. Nancy Meyers udało się po raz kolejny zrobić zabawną i dającą wytchnienie komedię. Jest tak swobodnie i z taką sympatią do bohaterów, że trudno ich nie polubić (nawet Baldwina, którego trudno mi uznać za przystojniaka). 
Ani to specjalnie oryginalne, ani nie ma inteligentnych dialogów, ale i tak bawi. A ciepło, urok osobisty i to jak gra Meryl czynią ten film jeszcze większą przyjemnością. Zagrane z humorem, z dystansem do siebie i może dlatego tak łatwo wchodzimy w tę grę.


2 komentarze:

  1. Przepadam za Streep i podobała mi się w każdej roli, w której ją oglądałam. Tylko niewiele ostatnio oglądam, nawet jeszcze nie oglądnęłam Dwoje do poprawki chociaż po przeczytaniu twego postu kupiłam go sobie. Poszukam i tego.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda nie moja liga wiekowa, ale uwielbiam ten film. Chciałabym umieć się zestarzeć jak główna bohaterka. Streep jest "geniuszką", podziwiam ją od dłuższego czasu, choć tak jak piszesz dużo gra przez co jest baardzo dużo do nadrabiania...

    OdpowiedzUsuń