piątek, 15 lipca 2011

Zakochany Nowy Jork, czyli miasto, które podobno nie zasypia

A może powinienem napisać tytuł "Now Jork - kocham Cię" bo tak naprawdę brzmi ten tytuł. Nie dajcie się wiec zmylić temu co wymyślił tłumacz, to nie jest komedia romantyczna o zakochanych, to raczej opowieść o mieście i jego mieszkańcach, ludziach tęskniących za miłością, poszukujących i czasem pogubionych... Ale nie znajdziemy tu pustych, głupawych uniesień, tu miłość jest szalona, dojrzała, nieszczęśliwa, zaskakująca, a więc różne jej oblicza. Film tak naprawdę nie jest jakąś zamkniętą całością - to chyba 11 (jakoś trudno mi się było doliczyć, może 10?) krótkometrażówek, każda reżyserowana przez kogoś innego, w żaden sposób też nie jest połączona z innymi (choć czasem aktorzy z poprzedniej gdzieś nam migali w tle). Łączy je tylko miasto. Ach no jest pewien łącznik - jedna z bohaterek kręci amatorską kamerą zdjecia ludzi w różnych miejscach publicznych - ot tak z zaskoczenia. W finale będziemy mogli wiec zobaczyć migawki z wszystkich historii.
Walka o taksówkę, przyjaźń mimo różnic kulturowych, zauroczenie przypadkowo spotkaną kobietą, jakaś fascynacja, próba podrywu przed knajpą (jeden z zabawniejszych fragmentów), miłość staruszków po latach, spowszednienie w małżeństwie, relacja dwojga, których w tej chwili łączy już tylko dziecko, tęsknota za miłością utraconą, zmęczenie i ból istnienia... Jest humor, pożądanie, namiętność, smutek, marzenia, nostalgia. Są ludzie - zwyczajni, bez nadęcia, bez stanowisk, karier, przeszłości ani przyszłości - po prostu widzimy malutki fragmencik ich życia, wycinek twający zalediwe kilka minut, czasem ciut dłużej. Czy to wystarczy aby zainteresować? Oczywiście - są słabsze i mocniejsze, ciekawsze fragmenty, może też jest ich przy dużo, momentami gubi się troche wątek (to już koniec tamtej historii? zaraz zaraz a o czym to...). Ale i tak ogląda sie dobrze. Nawet trudno wskazać jakieś ulubione fragmenty - może nowelka Bretta Ratnera o chłopaku, który wybiera sie na bal, a rzuciła go dziewczyna? Może Joshui Marstona o staruszkach, którzy wybierając się na spacer w rocznicę ślubu, może ciut zagadkowa nowelka Natalie Portman o parze, którą w tej chwili łączy już tylko miłość do córeczki... No i pogawędka przed barem o tym jaką bliskość uzyskuje się dzięki wspólnemu wyjściu na papierosa... Każda jest inna, ma ciut inny klimat.  
Różne dzielnice NJ, różni ludzie, różne kultury, a wszystkich łączy miasto, które ich do siebie przyciągnęło. Jak widać grono reżyserów też multikulturowe, a wśród wykonawców m.in.: Shia LaBeouf, Julie ChristieNatalie Portman, Orlando Bloom, Christina Ricci. Troszkę mało w tym wszystkim miasta - ono jest bardziej w tle i mimo, że wspominane (np. "Kocham Nowy Jork, bo tutaj nikt nie jest stąd") to równie dobrze ten zbiorek można by przenieść w inne miejsce akcji. Bo to nie miasto wpłynęło na bohaterów, że są właśnie tacy... To raczej oni wciąż napływając nowymi falami tworzą jego legendę (a może ją niszcząc i to miasto zmieniając?).
Może nie jest to kino wyjątkowe, ale mimo wszystko ciekawe. 
trailer
ps. ostatnia notka przed wyjazdem na urlop, sam nie wiem czy uda się je wrzucać tak regularnie jak dotąd, ale będę próbował :) Zaglądajcie i sprawdzajcie. A wszystkim tym co przed urlopem życzę żeby czas im szybko zleciał (tym co już po i tak pozostają już tylko głównie wspomnienia i pewnie odliczają dni do kolejnych wyjazdów).

6 komentarzy:

  1. W tym filmie tylko niektóre momenty mnie zaciekawiły, resztę musialam przeboleć. Wynudziłam się potwornie, ale być może jest to kwestia złego momentu na jego obejrzenie;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. dwa razy zasnęłam na nim. Chyba już nie będe podejmowała prób obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, zanim zapomnę, życzę udanego urlopu ;) A co do filmu, znacznie słabszy od części, która była o Paryżu. Tak jak piszesz, za mało miasta w mieście ;) Ja najbardziej zapamiętałam historyjkę z Orlando Bloomem i Christiną Ricci oraz tę przed restauracją. Niestety, zawiodłam się na tej wyreżyserowanej przez Natalie, jakoś mnie nie urzekła. Ale ogólnie jak na film złożony z nowelek jest całkiem niezły ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ten o Paryżu musze wiec sobie przypomnieć... to że komuś nie podpasował też mogę zrozumieć... oj z netem na urlopie krucho ale się zobaczy co dalej... dzięki wszystkim za komentarze!

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak wypadł mój ulubiony reżyser Fatih Akin? Trochę dziwne, że o Nowym Jorku opowiadają ludzie z innych krajów, a nie ma takich nowojorczyków, jak Spike Lee, Jim Jarmusch i Ang Lee. (Mansur)

    OdpowiedzUsuń
  6. ano trochę dziwne, nie? albo Allen,, a Akin tym razem dość tajemniczo i poetycko - starszy malarz zakochany i zafascynowany azjatką, którą widuje w sklepie. ale jego nowelka nie wyróżnia się jakoś od reszty

    OdpowiedzUsuń