niedziela, 10 lipca 2011

Max Manus, czyli Norwegia i jej bohater

O norweskim ruchu oporu i jej symbolu wiedziałem bardzo niewiele - trochę dowiedziałem się z "Zimnych wybrzeży" (obyczajowo-polityczno-sensacyjnej powieści Twardocha, o której chcę wkróce napisać), ale jak więc przegapić taki temat jeżeli nada sie okazja. Z góry jednak uprzedzam tych, których zwiedzie plakat filmu, albo złudna nadzieja iż będą tu sceny równie widowiskowe jak np. w Szeregowcu Ryanie... Film przedstawia prawdziwą historię Maxa Manusa - lidera dywersanckiej grupy "Gang z Oslo", który w wojnie z nazistowskimi Niemcami walczył o wyzwolenie swojego kraju i ukazuje jego losy od wybuchu II wojny światowej aż do lata 1945 roku.
Po zakończeniu kampanii zimowej przeciwko Rosjanom w Finlandii (wspomnienia z tamtych walk bedą go prześladować przez wiele lat) Max Manus wraca do Norwegii okupowanej przez Niemców. Tu szybko dołącza do grupy młodych ludzi, którzy tworzą pierwsze komórki ruchu oporu - najpierw te działania są nieporadne - jakieś gazetki, plakaty i spora nieudolność w jakiejkolwiek konspiracji.
Max zostaje aresztowany, ale ucieka ze szpitala co zapoczątkowuje jego legendę. Potem już następuje etap "profesjonalizacji działań" - szkolenia w Szkocji, bazy w Szwecji, do której członkowie grupy wędrują z Norwegii jakby to była wycieczka (oczywiście na filmie). To jedna z moich uwag do tego filmu, oprócz pojedynczych scen gdy reżyser próbuje uzyskać odrobinę napięcia przez cały film można by odnieść wrażenie, że Niemcy są idiotami, akcje przeprowadzane są prawie bez problemów, a jeżeli są ofiary wśród Norwegów to dzieje się to prawie przypadkiem (no chyba, że są to działania odwetowe okrutnego szefa Gestapo, który jest przeciwnikiem Maxa w filmie). Napięcia tu niestety niewiele, wiele wątków wciśniętych trochę na siłę (romans gestapowca z sekretarką),  prawie wogóle nie dowiadujemy się o nastrojach wśród ludności norweskiej (np. na ile popierali ruchu oporu, a na ile prohitlerowski rząd), o atmosferze jaka panowała po akcjach dywersyjnych i niestety wiążących się z tym akcjach odwetowych Niemców.
Mamy za to zarysowane wątki przyjaźni i ból bohatera gdy kolejni jego towarzysze giną, miłość (a jakże - oczywiście mało szczęśliwa) i działania naszego bohatera - momentami sprawia wrażenie mało profesjonalnego przywódcy (już nie będę pisał jak znalazł się po raz drugi w szpitalu). Trochę to mało realne i sprawia wrażenie podobne jak nasze nieudolne próby kręcenia filmów o podobnej tematyce, które potem i tak wyglądają niczym słaby teatr telewizji. A nie wierzę, że Norwegowie nie mają kasy na tego typu produkcje. Ktoś w sieci się nabijał, że w tym filmie jest tyle dynamizmu co i w temperamencie Norwegów. Ponieważ nie znam bliżej osobiście żadnego to nie wiem czy to prawda, ale tym razem film wyszedł im płasko i trochę bez życia. A tematów pewnie by można trochę znaleźć by akcję ożywić. Grupa wsławiła się akcjami m.in. przeciwko statkom niemieckim stacjonującym w porcie Oslo, z których najbardziej znaną było zatopienie torpedowca Donau. Tutaj widzimy parę scen z tym związanych (i chyba jedne z niewielu gdzie jest trochę nerwów), ale one nie udźwigną całego filmu. Zwłaszcza, że nawet w nich można znaleźć pewne denerwujące drobiazgi - ktoś do nich strzela, trafia, ale okazuje się, że ich nie widział (brawa dla żołnierza, który strzela dla zabawy za burtę statku i akurat trafia w ponton)... Ech... Filmów o tematyce wojennej co niemiara, ten sobie można spokojnie darować.
ps. nie udało się pojechać na weekend do Lublina, za to przynajmniej udało się odwiedzić Arkady Kubickiego - fajne miejsce na koncerty w lipcu (polecam). A więc po raz drugi w tym roku okazja by zobaczyć w akcji Czerwonego Tulipana :) Fajny koncert, potem wieczorne obżarstwo w pizzerii, a dziś muszę to niestety odchorować (ale za to okazja by parę rzeczy zaległych sobie obejrzeć).

8 komentarzy:

  1. A dla mnie po mimo wad film się podobał i cieszę się,że go obejrzałem bo mogłem się zapoznać i zainteresować sylwetką tego dzielnego człowieka.Chwała takim jak On, którzy walczyli z czerwonymi i brunatnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczególnie w narodach które były dość obojętne i mało skłonne do walki - takie jednostki zasługują na pamięć i chwałę. Bo w każdym narodzie tak jak były postacie godne wstydu, tak na szczęście są i takie, które warto pokazywać jako przykład kolejnym pokoleniom

      Usuń
  2. Ten Niemiec nie strzelał dla zabawy. To było regulaminowe ostrzeliwanie prewencyjne…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pierwsze słyszę - było coś takiego? na statku? To pecha mieli cholernego

      Usuń
  3. Pomijając fakt że torpedowiec w filmie zmienił się w solidny transportowiec. Jako tako można obejrzeć. Inna bajka, że chociaż w samej Norwegii ruch oporu nie działał bardzo aktywnie, byli kolaboranci etc. to jednak warto pamiętać o np. flocie handlowej Norwegii, która przeszła niemal w całości na stronę Aliantów. Około tysiąca statków handlowych, gł. tankowców solidnie wsparło dziesiatkowaną flotę handlową aliantów...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i o takich historiach też warto by robić filmy. Swoją drogą czytałem jakieś książki na temat konwojów drogą morską do Rosji, ale czy są filmy na ten temat?

      Usuń
  4. A mi się podobał. Film pokazuje jak Niemcy traktowali i nazywali norweski ruch oporu. Dla nich byli to terroryści w przeciwieństwie do polskich bandytów. Film może i nie porywa ale historia Maxa jest ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie nie dziwne - Skandynawowie byli uważani za Nordyków, czyli rasę wyższą, a my...

      Usuń