niedziela, 29 września 2024

Czarny młyn - Marcin Szczygielski, czyli to naturalne że się boisz

Kolejna powieść Marcina Szczygielskiego, czyli coś familijnego kończy wrzesień na Notatniku. Ten autor chyba pobije wszelkie rekordy obecności ze swoimi pozycjami w tym roku, a niedługo pewnie będzie walczył o podium obecności na Notatniku ogółem (policzę, ale chyba na razie króluje Marek Krajewski).

Czemu tak bardzo mi podeszła jego twórczość? Ano facet ma dar opowiadania historii i prawie każda jest trochę inna, nie powtarza się, tworząc świetny klimat, kreśląc ciekawy postacie i ich przygody.

Jak choćby Czarny młyn - niesamowita, mroczna opowieść o wiosce, która powoli wymiera. Położona gdzieś z dala od wielkich miast, z boku autostrady, kiedyś żyła dzięki zakładom, ale po ich upadku wszystko tu powoli niszczeje. Zostało kilka rodzin, raptem garstka dzieciaków w tym samym wieku, których rodzice nie bardzo mają perspektywę zaczynać życie na nowo gdzie indziej. Tu nawet zwierzęta powoli znikają, zarówno te dzikie, jak i hodowlane. Tak jakby jakaś mroczna siła powoli wysysała stąd życie.

Mamy więc szarą rzeczywistość nastolatków, tak odmienną od życia w mieście, pełnego atrakcji, mamy
ponurą wizję upadających gospodarstw rolniczych i wsi lub miasteczek, które z nich żyły. I do tego Szczygielski dokłada mroczną opowieść, na poły baśniową, na poły fantastyczną, o tym jak ogromny młyn, który po pożarze dotąd straszył w okolicy, nagle ożywa i zaczyna ściągać do siebie najpierw zwierzęta i dorosłych, a potem wszystkie urządzenia elektroniczne.
Jak z tym problemem mają zmierzyć się dzieciaki, którym przecież rodzice zabraniali się nawet zbliżać do terenów zakładów, ze względu na to, że czekają na nich tam liczne niebezpieczeństwa?

Iwo wraz z przyjaciółmi będą musieli przełamać się swój strach i nauczyć się współpracować - okazuje się bowiem, że każde z ich "drużyny" może mieć tu jakiś wkład, nawet siostra Iwa, ośmioletnia dziewczyna z niepełnosprawnością, która dotąd praktycznie nic nie mówiła. Okazuje się, że to właśnie ona będzie intuicyjnie prowadzić ich do zmierzenia się ze złem, które rozpanoszyło się w okolicy.


Im dalej, tym bardziej bajkowo, przygodowo, ja tą powieść pokochałem przede wszystkim za jej pierwszą część - tajemniczą i mroczną, gdy jeszcze nawet nie było wiadomo z czym przyjdzie im się zmierzyć. Klimat - petarda. To niczym u Kinga, horror pełną gębą, choć jednocześnie cały czas to książka dla młodego czytelnika, opowiadana z odpowiednią wrażliwością i emocjami, które pewnie będą bliskie nastolatkom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz