czwartek, 5 września 2024

Widmo przeszłości - Aneta Kisielewska, czyli wciąż ich widzę

Ponieważ czytanie jednej książki za drugą czasem powoduje to, że fabuła się zaciera, miesza, muszę chyba przyspieszyć z pisaniem o tym co czytam, jednocześnie próbując też wyciągać jakieś zaległości.
Kontynuuję więc w klimatach kryminalnych i thrillerowych. Dziś po polsku, jutro po czesku, a może jeszcze dorzucę jakiś pomiędzy. W sobotę fantastyka i to może w podwójnej dawce, a w niedzielę może coś z literatury pięknej?

Widmo przeszłości to rzecz napisana całkiem nieźle, niestety mocno powielająca schematy gatunku - ile to razy mieliśmy już bohaterkę, którą dręczy przeszłość, jakieś koszmary, której lęki powoli zaczynają utrudniać normalne życie. Nie śpisz, potem zaczynasz wszędzie widzieć zagrożenie, otoczenie uważa że masz paranoję, a to wszystko niczym w zamkniętym kręgu, popycha cię w jeszcze większe szaleństwo. Alkohol. Leki. Więcej alkoholu. Więcej leków. Byle zapomnieć. A potem budzisz się i wystarczy impuls, by znowu wszystko zaczęło się od nowa. 



Tak właśnie było z Klarą. Gdy miała 16 lat, zniknęli z domu jej rodzice z młodszą siostrą. Została sama i świat jej się zawalił. Finansowo pomogła babcia, ale psychicznie wciąż ciągnie się za nią przeszłość. Dziewczyna obwinia też siebie, bo trochę zalazła za skórę rodzicom, a tej nocy gdy zniknęli wywołała niezłą awanturę wracając do domu pijana. Dopóki nie rozwiąże zagadki - nie będzie miała spokoju.

Zadręcza więc policję, każda rocznica dla niej to jakiś koszmar, a cierpi na tym wszystkim jej mąż i córeczka. Choć minęło kilkanaście lat, stan psychiczny Klary raczej się pogarsza niż polepsza, a jej ukochany, choć bardzo się stara, powoli zaczyna tracić cierpliwość i siły, zwłaszcza że ona sama go coraz bardziej odpycha, skupiona jedynie na sobie.

Do tego dołóżcie jakieś dziwne sytuacje - jakoby ktoś ją obserwował albo kręcił się po mieszkaniu i przestawiał rzeczy... Czyżby miała urojenia? A może coś naprawdę jej grozi? Albo ktoś chce z niej zrobić wariatkę, powiększając poczucie zagrożenia?

Oczywiście czytelnik zna jedynie jej relację, ale sam czuje, że kobieta się nakręca, że nikogo nie chce słuchać, traci kontakt z rzeczywistością, bywa trudna w kontakcie. Ale to wszystko znamy, prawda? Schemat jest dość znany i Kisielewska nie proponuje nic żeby wyjść poza jego ramy. Ba, nawet nie za bardzo potrafi zbudować napięcie, zaproponować jakiś ekscytujący finał i zamiast walnięcia młotkiem, dostajemy jakiegoś prztyczka jedynie... Nie dość że przewidywalnie, to i cienko z tym finałem. Na nic wcześniej budowana atmosfera zagrożenia, te wszystkie podejrzenia...
To w końcu thriller, czy romans, autorka mogłaby się zdecydować?

Ja wiem, wszystko można zwalić na to, że to debiut, ale pamiętam pierwsze próbki choćby Magdy Stachuli i tam było dużo lepiej. Na wakacyjną, kobiecą (bo tu ważna jest ta perspektywa) lekturę nada się nieźle, ale do szybkiego zapomnienia i mam wrażenie, że można znaleźć dużo lepsze tytuły oparte na bardzo podobnym pomyśle.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz