poniedziałek, 2 września 2024

Córki czarnego munduru - Sylwia Trojanowska, czyli wrażliwość i empatia to podobno nikomu nie potrzebna słabość

Ciekawie jest czasem zrobić sobie jakąś odmianę w lekturach, a że dominuje u mnie kryminał, thriller, ostatnio również fantastyka, powieści obyczajowe z tłem historycznym, tak popularne u nas, są dobrym wyborem na taką zmianę.

Akcja powieści Sylwii Trojanowskiej rozgrywa się w latach trzydziestych XX wieku w Niemczech. Adolf Hitler coraz bardziej umacnia swoją władzę, narastają nacjonalistyczne nastroje, a my przyglądamy się temu wszystkiemu trochę z boku. Ingrid od początku bowiem wydaje się postacią, która trochę płynie z prądem, nie mającą w sobie na tyle siły, by jakoś samodzielnie kształtować swój los. A może to tylko pozory? Przecież gdy już ma się o kogo troszczyć, czuje że dla córek zrobi wszystko. Gdy jako młodziutka dziewczyna, nie czując dla siebie nadziei, wybrała samobójstwo, została uratowana przez dużo od siebie starszego mężczyznę. Przyjęła jego pomoc, jak również oświadczyny, nie czując miłości, ale ogromną wdzięczność.


Dopiero z czasem zaczęła rozumieć, że ten wybór skazał ją na przywiązanie do człowieka, który będzie traktował ją jako swoją własność, jako narzędzie do realizacji swoich celów. Oczekiwał syna, ona dała mu dwie córki, czego nie będzie mógł jej darować i z roku na rok jej sytuacja była coraz trudniejsza. Zmieniał się kraj i zmieniał się jej mąż. Ona mogła to jedynie obserwować, bo nie bardzo miała w sobie siłę by się czemukolwiek przeciwstawić. A może musiała po prostu dojść do miejsca, z którego już nie widziała odwrotu, by pójść ten krok naprzód?
 

To opowieść o kobiecie, która nie zaznała szczęścia, bo wciąż ono jest jej odbierane, ale i opowieść o kraju. Na przykładzie jej męża widzimy narrację pełną agresji i niechęci do obcych, kult siły, podporządkowanie wszystkiego służbie Państwu. Z dobrze prowadzonego gospodarstwa nagle znikają wszystkie zwierzęta hodowlane, budowane są zabezpieczenia, pojawiają się strażnicy, a potem jeden za drugim pojawiają się transporty, które tu są segregowane i planuje się ich dalsze wykorzystywanie. Niby czytelnik nie dowie się szczegółów, ale przecież wszystkiego może się domyślać, znając politykę Niemiec hitlerowskich i wiedząc o prowadzonych obozach zagłady.

To świat, w którym rządzą mężczyźni, a rola kobiet sprowadza się do bycia piękną ozdobą, prowadzenia domu i rodzenia dzieci. Gdy na to nałożymy jeszcze wojnę i dodatkowo przemocowego męża, który choć ją zdradza, na pewno nie pozwoli jej na choćby odrobinę szczęścia czy upragnioną wolność, będziemy mieli zarys fabuły. Może wydawać nam się dziwne, iż Ingrid z jednej strony potępia jakąkolwiek formę opresji, prześladowań, czy przemocy, z drugiej przecież jest panią domu, która korzysta z tego, że małżonek pnie się w górę, korzysta więc z przywilejów, pracy robotników przymusowych i tego iż Niemcy podbijają kolejne kraje. Takie to czasy?


Od razu warto wspomnieć, że to dopiero początek historii i autorka planuje kontynuację. I pewnie gdy się ukaże i ja będę tego szukał, żeby poznać ciąg dalszy. Bez wielkich dramatów, raczej kameralna opowieść skoncentrowana na perspektywie jednej osoby, z mocnym wątkiem obyczajowym, czyta się całkiem przyjemnie i trudno, mimo braku siły i własnej woli w tej bohaterce, z nią jakoś nie sympatyzować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz