Całkiem ładna okładka i opisy narobiły mi smaku, ale im dłużej siedziałem nad tą książką, tym bardziej byłem zniechęcony i powoli traciłem nawet ciekawość co do finału (z góry wiedząc, że jest już tom drugi).
Co poszło nie tak? Przecież urban fantasy mimo tylu książek jakie ukazały się w ostatniej dekadzie wciąż wydaje się przestrzenią gdzie można realizować fajne pomysły. I początkowo wydaje się, że Łada Łuzina nieźle sobie to wykombinowała - trzy kobiety, które przypadkowo wplątane są w zupełnie nieziemską aferę. Każda ma trochę inną osobowość, ale i doświadczenie - szara myszka interesująca się historią, przebojowa bizneswoman, czy artystyczna i kolorowa dusza, mają zupełnie inne podejście do życia. Jak ich racjonalizm wypadnie w zderzeniu z mocami, które pojawiają się w ich życiu? Masza, Katia i Dasza będą przez chwilę działać razem, ale potem ich drogi się rozejdą, bo każda będzie chciała przy okazji załatwić coś dla siebie.
I tu chyba tkwi problem - nagle znika nam z oczu cała sprawa z tajemniczą obietnicą, ale i zagrożeniem dla nich (wszystkie trzy mają rzekomo zginąć tej nocy), bo autorka wikła swoje bohaterki w szereg dziwnych podróży w przeszłość, nie za bardzo tłumacząc po co. Budując jakąś strasznie skomplikowaną narrację, w której legendy mieszają się z wydarzeniami historycznymi, postacie realne ze stworami z bajek, Łuzina niestety za bardzo wszystko miesza, przez co kompletnie traci uwagę czytelnika. Miłość, pożądanie, czary, walka ze złem, pogoń za jakimś tajemniczym demonem, który dodatkowo snuje swoje dywagacje na początku każdego z rozdziałów, tworzą jakiś gigantyczny chaos, z którego niewiele wynika. Znajdziecie tu i trupy, i satanistów, i skarby, i szpital dla psychicznie chorych, pościgi, pożary i prawdziwe potwory. Może po prostu za dużo tego wszystkiego...
Domyślałem się, że osoby znające Kijów i zabytki tego miasta dużo lepiej odnajdą się w rozrzuconych tu opisach, dzięki nim zdobędą szerszą perspektywę, ale dla kogoś z zewnątrz nie jest to proste. Nawiązania do Bułhakowa, religii, malarstwa, historii Rusi i samego Kijowa, wydają się jedynie niewielkimi dodatkami w tym kotle, w którym głównie buzuje magia. Żeby ona jeszcze była jakaś oryginalna, ale od gadających kotów, przez latanie na miotle po uroki miłosne, przecież to wszystko już było. I tym bardziej w całej tej rozciągniętej niepotrzebnie opowieści (ponad 600 stron), to nie pomaga i nie przykuwa uwagi. No dobra, miasto rzeczywiście istnieje tam jako bohater nawet ważniejszy niż głównej postacie, ale docenią to głównie osoby które już Kijów dobrze znają, bo Łada Łuzina nie za bardzo poradziła sobie z tym, by ta wizja wyjątkowości stolicy Ukrainy naprawdę nas urzekła.
Szkoda, bo jakiś potencjał był. A może po prostu jakoś we mnie nic nie zadrgało. Może osoby, które interesują się ukraińską historią i legendami, będą miały większą frajdę? Proszę próbować. Ja na razie drugi tom odkładam na dłuższy czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz