sobota, 8 czerwca 2019

Cztery drogi - Tommi Kinnunen, czyli opowieść złożona z puzzli


Kolejny debiut, który mi wpadł w rękę i który mi się podoba. Tym razem „Cztery drogi” Tommi’ego Kinnunen’a – debiutancka powieść, która zdobyła wiele nagród i uznanie czytelników. Myślę, że zasłużenie.

Na zakręcie Czterech Dróg stoi ogromny dom, największy we wsi. Powstał na powojennych gruzach poprzedniego, ogromniał od marzeń, ucieczek od siebie, traum wojennych i nieodkrytych sekretów rodzinnych. Dom, który pociągał, ranił, odrzucał, z którego każdy chciał odejść, choć to nie dom był temu winien. To opowieść rozrzucona w czasie, na którą składa się historia trzech kobiet jednej rodziny i jednego mężczyzny. Cztery drogi, jakimi przeszli swe życie, cztery różne historie, które splotły się ze sobą. To także opowieść o kobietach. Silnych, niezależnych, które płaciły za to wysoką cenę. Za wybory jakich dokonały i ich konsekwencje. Zaczyna się w roku 1895 kończy w 1996. Każda kolejna historia to cząstka uzupełniająca historii poprzedniej. Urzekająca powieść o fińskiej rodzinie z małej wsi gdzieś na końcu świata…


Matka. Maria. Porzucona w ciąży przez chłopaka. Teraz – nic takiego, ale ponad 120 lat temu, na wsi, w otoczeniu „ciemnogrodu” (!). Była świetną położną, pomagała dzieciom przyjść na świat, ale potrafiła postawić się chłopom, gdy traktowali żony jak przedmioty do zaspokojenia chuci. Jej sposób bycia odbiegał od ówczesnych standardów. Nie chciała się podporządkować roli przypisywanej ówczesnym kobietom, dlatego pozostała sama z dzieckiem.

Lahja, córka Marii. Wymarzyła sobie rodzinę z mężem i dziećmi. Ale mąż musiał jej słuchać. Znalazła takiego, mimo, że miała nieślubną córkę. Onni był dobry, pracowity, serdeczny, pokochał pasierbicę jak własne dziecko. Lejla została fotografem, dobrze prosperującym, Onni był dobrym cieślą. Mieli jeszcze dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę. Lahja chciała być kochana i spełniona. Dlaczego to nie wyszło?

Kaarina, synowa Lahji. Zawsze obca w domu teściowej, sprowadzona przez nią do roli służącej, przeganiana przez nią z kąta w kąt. Dlaczego? Za co? Patrząca z boku na rodzinę męża, „zatrzymana” w pracy dla całej rodziny, nie rozumiejąca co się składa na wzajemne niezrozumienie w tym domu. Za to kochana i wspierana przez męża, szanowana przez dzieci.

Oraz Onni. Zięć Marii, mąż Lahji, teść Kaariny. Człowiek tajemnica. Przy dzieciach mógł czuć się sobą; prostym, dobrym, opiekuńczym człowiekiem. Swoje traumy, nieszczęścia, swoje frustracje zakończone depresją rozładowywał w pracy. Samotny człowiek wśród innych ludzi.

Autor stawia bohaterów przed trudnymi wyborami, ale takimi jakie przed każdym z nas stawia życie. Co jest lepsze: ciężkie, ale niezależne życie czy jednak lepiej jest iść z kimś przez życie ramię w ramię? Czy życie rodzinne, we względnym dobrobycie gwarantuje szczęście? Jak przeżyć życie, aby móc powiedzieć: jestem szczęśliwy/szczęśliwa? Czy to w ogóle jest możliwe? Czy ogromny dom, który kłuje w oczy sąsiadów, bardziej łączy czy może bardziej dzieli?

To książka o tym, że traumy niszczą ludzi, a milczenie jest wrogiem bliskości, że szacunek nie jest zdobywany raz na zawsze, że nadmiar szkodzi, ale niedosyt – również. To książka o nas samych, każdy w niej znajdzie skrawek własnej historii, jak nie z relacji z dziećmi to z innymi ludźmi. Porówna, przemyśli, może zasmuci, że zrobił inaczej, a może się ucieszy, że mimo wszystko skończyło się lepiej. Zaletą tej książki jest również nieznana zapewne szerszemu ogółowi historia tej zimnej krainy, tu pokazana w sposób nienachalny, tak mimochodem, a jakże inna i jednocześnie jakże momentami podobna do naszej. Styl Kinnunena jest chłodny jak wiatry w Finlandii, surowy jak jej klimat, ale trudne relacje między ludźmi mieszkającymi pod wspólnym dachem palą niekiedy jak żar z komika… a życie rzadko prowadzi nas tam, gdzie sobie wymarzyliśmy.

"Życie przypomina Marii wielki dom złożony z wielu izb, komór i świetlic, a w każdym pomieszczeniu jest kilkoro drzwi. I w drodze przez kuchnie i werandy każdy domownik wybiera inne, każdy szuka sobie w sieniach swoich drzwi, a żadne nie są ani dobre, ani złe - to tylko przejścia do kolejnych pomieszczeń. Czasem tylko człowiek spostrzega, że nieoczekiwanie znalazł się zupełnie nie tam, gdzie zamierzał pójść".

Polecam.

MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz