poniedziałek, 28 listopada 2016

Sprzedawca arbuzów - Marcin Meller, czyli dla każdego coś innego

Pisząc o tej książce nie mogę od razu zaznaczyć, iż to już drugi zbiór felietonów Marcina Mellera. Gdyby nie sukces "Między wariatami" (pisałem o niej tu), pewnie ta druga by się nie ukazała. O dziwo, mimo, że okres z jakiego pochodzą te teksty jest dużo krótszy (od 2012), co przecież wpływało na to iż wybór dokonywano z trochę mniejszej ilości tekstów, czyta się je z równie dużą przyjemnością jak w tamtym zbiorze. Może to kwestia tego, że są one bliższe nam czasowo, ale to raczej kwestia sposobu w jaki to jest napisane - chodzi o połączenie trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość, humoru i pewnej trudnej do określenia cechy, którą ja bym nazwał poczuciem przyzwoitości. Felieton rządzi się bowiem własnymi prawami i nie raz mamy do czynienia ze słowami, których poziom zapalczywości, wściekłości, rozczarowania itp. niesie treść na granice kultury. U Mellera raczej nigdy się to nie zdarza. Owszem, ma swoje zdanie, ale nie wchodzi w spory polityczne opowiadając się po jakiejś określonej stronie, punktuje nadużycie i głupotę jednych i drugich, stara się być obserwatorem, który zachowuje bezstronność i przynajmniej odrobinę nadziei na to, że rozsądek spłynie również na tych bardziej zacietrzewionych. To zawsze mi się u niego podobało - niezależnie czy chodziło o teksty pisane, czy też o programy telewizyjne.

Zero w tym zajadłości, jakiegoś jadu, który często ulewa się w mediach, nawet ludziom wykształconym i wydawałoby się na poziomie. A tu owszem: ironicznie, chwilami ostrzej, ale wciąż w granicach smaku i kultury.
Zacząłem od polityki, wydarzeń bieżących, ale przecież (podobnie jak i w tamtym zbiorze), teksty takie nie stanowią w książce większości. Dużo więcej tu felietonów, które można by nazwać po prostu "życiowymi", bo dotyczą wydarzeń i sytuacji całkiem prozaicznych, zasłyszanych lub naocznie doświadczonych, a które z ciekawym komentarzem stanowią świetny materiał do przemyśleń. Już w "Między wariatami" Meller obdarował nas sporo dawką refleksji na temat życia rodzinnego, wspomnień o swoich rodzicach, czy kolegach z przeszłości i tu też nie mogło tego zabraknąć. Bawiłem się przy tym, przy niektórych zadumałem i o to chodzi. Natomiast ostatnia cześć, poświęcona poniekąd kulturze, czyli między innymi recenzjom tego co poruszyło autora do łkania duszy, sprawiła mi ogromną niespodziankę i frajdę. Jakże lubię takie emocjonalne rekomendacje (częściej szukam inspiracji na blogach niż w prasie, a Newsweeka już od dawna nie kupuję, więc nie znałem tych felietonów)! Kilka rzeczy wynotowanych do przeczytania! Choć "Shantaram" mnie akurat nie powaliło na kolana, to na pewno lektury nie żałuję, czuję więc, że Pan Marcin gniotów nie poleca.

Ciekawe: Meller pisze jak to się męczy z pisaniem kolejnych felietonów, a my jako czytelnicy prawie w każdym widzimy skrzącą się perełkę pełną ciepła, inteligencji, wrażliwości, humoru (proszę sobie wybrać w zależności od tekstu). Zgodnie z opisem na okładce: dla każdego coś innego.

Generalnie: fajnie się to czyta! Masz ochotę na większą dawkę - lecisz do pierwszego fragmentu, który cię znuży albo skaczesz sobie na wyrywki. Masz ochotę na jeden, góra dwa teksty - idealnie! Ryzyko jest jedynie takie, że na tych dwóch się nie skończy. Jeżeli ktoś lubi czytać np. w toalecie (sam autor się poleca do lektury w takich miejscach), można więc się zasiedzieć. Albo popłakać ze śmiechu (np. przy dowcipie z tytułowym sprzedawcą arbuzów), ale to przecież lepiej w toalecie niż np. w komunikacji miejskiej.

Swój egzemplarz "upolowałem", bo nawet nie miałem go specjalnie w planach zakupowych na Targach książki w Krakowie (niektórzy widzieli ilość zdobyczy, która ostatecznie nas mało nie pokonała), ale biegając między stoiskami drugiego dnia raniutko, nie mogłem sobie darować przywitania się z autorem. A potem zdjęcia. Podpis na kupionym szybciutko egzemplarzu był w takim przypadku naturalną konsekwencją.

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię Mellera. Chętnie sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan Meller odwiedził niedawno moje "okolice". Nie udało mi się dotrzeć na spotkanie z Nim- czego bardzo żałuję, ale do książek z pewnością niebawem sięgnę :-)

    OdpowiedzUsuń