czwartek, 3 listopada 2016

Pan Przypadek i mediaktorzy - Jacek Getner, czyli wróg publiczny numer jeden

Parę dni temu ogłosiłem konkurs, ale z powodu zabiegania, wyjazdów (jutro kolejny - do Poznania), nie miałem czasu, żeby go jakoś bardziej zareklamować. Przedłużam więc czas jego trwania aż do 12 listopada do 12.00. Pasuje? Wbijajcie, dawajcie znać znajomym - trzy egzemplarze czekają.

Nie zetknęliście się jeszcze z tą serią? To warto nadrobić. Kolejne tomy można czytać niezależnie, choć ja będę Was namawiał do czytania w kolejności. Wtedy moim zdaniem udaje się wychwycić najwięcej elementów łączących pojedyncze sprawy, rozwiązywane przez detektywa amatora. O poprzednich czterech tomikach pisałem już jakiś czas temu i jeżeli tylko jesteście ciekawi, klikajcie na zakładkę na górze: przeczytane.

Pan Jacek Getner w każdej kolejnej części mam wrażenie, że robi się coraz poważniejszy. Chociaż nie, może to złe określenie. Nadal jest w tych książkach jest ironia, zabawne sceny z postaciami, których zdążyliśmy już trochę poznać (jak choćby z jednym z moich ulubieńców: podkomisarzem Łosiem, który ma obsesję na punkcie głównego bohatera), ale jakoś trudno oprzeć się wrażeniu, że robi się mroczniej, że w ludziach, których spotyka na swoich ścieżkach Jacek Przypadek, coraz więcej jest negatywnych emocji, coraz bardziej gra ona na nerwach różnym środowiskom. Z początku wydawało się to zabawne, ale w każdym kolejnym tytule, ta samotna "walka z wiatrakami" wydaje się coraz bardziej męcząca i frustrująca dla detektywa. Może dlatego, że wydaje się tak samotny? Jakby trochę traci swoją pewność siebie, ale dzięki temu staje się może i nawet ciekawszy, mniej cyniczny, a bardziej ludzki. Nawet ci, którym pomagał i którzy starają się go wspierać, są przez niego trochę odsuwani, bo nie chce ich narażać na niebezpieczeństwo. Jakie spytacie? Ano od tego powinienem rozpocząć, przybliżając Wam trochę sedno tych śledztw, a zarazem i całej serii.


Gdy pisałem o pierwszych tomach, wydawało się, że mamy do czynienia z lekkimi opowiadaniami kryminalnymi, zwykle z dość przewrotnym zakończeniem, zabawnymi sytuacjami w drugim planie. Po lekturze pięciu części przygód Jacka Przypadka, amatora, który postanowił zająć się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych, coraz bardziej jednak widać, że mamy do czynienia z przemyślanym projektem, stanowiącym dość spójną całość. Wątki i postacie powracają, a w wyjaśnionych sprawach wyraźne jest wspólne tło. I nie chodzi tu bynajmniej o Klepucha, który urasta na jakiegoś demonicznego i potężnego przeciwnika numer jeden, który zbiera wszystkich zdegustowanych działalnością detektywa. Chodzi raczej o to jakimi sprawami ma do czynienia bohater. Chciwość, brudne interesy, kłamstwa, kradzieże, zazdrość... A wszystkie te ludzkie przywary, które często mogą prowadzić nawet do przemocy, do morderstwa, są zgrabnie ukrywane, pudrowane, choćby dzięki łapówkom. Jacek Przypadek często staje w obronie słabszych, pokrzywdzonych, tych, którzy wydają się zastraszeni i walczy o prawdę w ich imieniu. Walczy dodajmy często bez braw za wyjaśnienie sprawy i ukaranie winnych, bo nie oszukujmy się: opinią publiczną dość łatwo sterować i jego działalność nazywana bywa nawet szkodliwą, niesprawiedliwą, krzywdzącą. Komu ma bowiem służyć, zdaniem różnych wysoko postawionych osób, odbieranie dobrego imienia znanym postaciom, którzy może i mają jakieś grzeszki na sumieniu. Lepiej nie ujawniać nic głośno, zamieść sprawę pod dywan, a za milczenie wciąż jakiś sowity bonusik do kieszeni. Prawda? Może być szkodliwa, bo ich zdaniem rujnuje porządek publiczny, powoduje niepokoje, a najlepiej żeby było tak jak jest - spokój, równowaga, ręka rękę myje... Tyle się człowiek musiał natrudzić, żeby się wdrapać na szczyt (a nie da się tego zrobić bez ubrudzenia sobie rąk i sumienia), więc dlaczego od razu go niszczyć... Detektyw staje się wrogiem numer jeden. 

Każda część zawiera trzy rozdziały, odrębne sprawy, które jakoś łączy pewien temat lub środowisko. Tym razem będą to przedstawiciele mediów i uwierzcie: będzie ostro! Autor nie szczędzi ironii, by wykpić różne mody, zwyczaje i normy postępowania jakie można spotkać w tym środowisku. 
Powracają (choć zdecydowanie jak dla mnie na zbyt krótko) starzy znajomi: Młody Bóg Seksu, sąsiadka Jacka, która zna wszystkich liczących się w mieście, czy wciąż naćpany redaktor Szołtysik, pojawiają się nowi (np. atrakcyjna policjantka), zapewniam więc, że fani serii rzucą się na ten tom z zachłannością i na pewno się nie zawiodą. A jeżeli ktoś jeszcze Pana Przypadka nie poznał. No to ma najlepszą okazję. Oto zagadki kryminalne napisane w dość przewrotny sposób, bo choć Getner pozostawia nam ślady prowadzące do rozwiązania, to nawet odgadnięcie rozwiązania nie odbiera wcale przyjemności lektury, nie rozczarowuje. Tu raczej specyficzny sposób prowadzenia dochodzenia, stoicki spokój bohatera i panika wszystkich, którzy już słyszeli o jego cudownych umiejętnościach dają największą frajdę. Jak to mawia tytułowa postać: ludzie są tacy przewidywalni. Choćby świetnie udawali i byli przekonani o swojej bezkarności, prędzej czy później pokazują światu swoje prawdziwe oblicze.

Już nie mogę doczekać się kolejnych części. I mam nadzieję, że podobnie jak teraz, dzięki Panu Jackowi (ukłony!) będę mógł przeczytać książkę jeszcze przed ostateczną redakcją. Jaka to frajda móc choćby w skromny sposób uczestniczyć swoimi uwagami w takim projekcie i być "świnką doświadczalną" dla pomysłów autora.

PS Duże fragmenty książek (w tym całe rozdziały, czyli zamknięte formy) znajdziecie tu: Pan Przypadek - może to Was przekona do zapoznania się z tym cyklem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz