poniedziałek, 14 listopada 2016

Gabinet, czyli tak rzadko rozmawiamy otwarcie

Parę razy już pisałem o Teatrze Młyn i miniaturowych sztukach, które wystawiają na deskach Staromiejskiego Centrum Edukacji Kulturalnej. Zwykle poniżej 60 minut, ale emocji tyle, ile czasem i w bardziej rozbudowanych spektaklach się nie znajdzie. I po raz kolejny, po obejrzeniu "Gabinetu" wychodzę bardzo usatysfakcjonowany, nie mając ochoty doszukiwać się jakichś słabszych stron, ale ciesząc się z bardzo udanego wieczoru. To na pewno zasługa aktorów (szczególnie Paulina Holtz, która ma dużo więcej do zagrania), ale i tekstu, pomysłu, co zawsze jest mocną stroną tego teatru. W wystawianych sztukach (reżyserka i scenarzystka większości to Natalia Fijewska-Zdanowska) dotykają życia, spraw i historii bardzo prozaicznych, ale i przez to uniwersalnych, bliskich widzowi. Dużo w tym emocji, zdzierania z siebie masek, wyrzucania tego co boli... I co ciekawe, nawet jeżeli myślę: chciałbym rozwinąć jakieś wątki, podomykać, wyjaśnić, coś zakończyć, mam wrażenie, że często przyjmuję tę minimalistyczną formę jako idealną. Być może jej rozbudowywanie mogłoby tylko jej zaszkodzić. Jesteśmy zostawieni tu z czymś otwartym, tak żeby widz, jeszcze mógł sobie coś dopowiedzieć, myśleć nad dalszymi losami postaci. I tak właśnie ma być.


Można by zacząć dowcipem: przychodzi baba do lekarza, ale ten wydawałoby się prosty pomysł, jest tu jedynie pretekstem, by dwoje ludzi zostało postawionych w sytuacji, która zmusi ich do rezygnacji z planów, biegu dnia, wybije z rytmu i sprawi, że zaczną o sobie opowiadać. Przez przypadek zamknięci na całą noc w gabinecie: lekarz i pacjentka. On (Rafał Kosecki) - uporządkowany, trochę sztywny, pracoholik, konserwatysta, dość zasadniczy, ale i mający w sobie dużo życzliwości. Ona wiecznie zmęczona, wściekła na cały świat, zaganiana matka Polka, która rzadko pozwala sobie na to, by przyznać się do słabości, do tego, że z czymś sobie nie radzi. Zupełnie inni, nie rozumiejący patrzenia na świat tego drugiego, skazani na rozmowę. 
Czy po tym wszystkim co sobie powiedzą, co usłyszą i co będą mogli przemyśleć, rano wciąż będą tymi samymi ludźmi?
Początkowo to nerwowe "zgrzytanie" między nimi może wydawać się zabawne, ale ten wybuch emocji przynosi im też oczyszczenie, pozwala na większą szczerość, na którą być może już dawno nie mieli okazję się zdobyć. Jak wspomniałem, więcej w scenariuszu przygotowano miejsca dla Pauliny Holtz i radzi sobie z tą rolą świetnie, zarówno w chwilach wybuchów, jak i wyciszenia, okazania słabości.  
I choćby dla niej warto ten spektakl zobaczyć. Sprawdźcie kalendarze: "Gabinet" grany jeszcze w listopadzie, a bilety tanie jak nigdzie indziej!

plakat i fotka ze stron Teatru Młyn / http://mlyn.org/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz