wtorek, 7 maja 2024

Onirycznie czy farsowo, czyli La Chimera i Spadająca gwiazda

Wtorkowy kącik filmowy dla wytrawnych kinomaniaków i tym razem naprawdę rzeczy na swój sposób urokliwe, ale i bardzo dziwne.

La Chimera w reżyserii Alice Rohrwacher ma w sobie sceny absolutnie świetne, wciąż jednak balansuje na krawędzi pomiędzy powagą, a groteską. Zachowanie różnych postaci jest tak przerysowane i zaskakująco mało logiczne, jakby grali w przedstawieniu, gdzie mają coś uwypuklić, pokazać bardzo dosadnie. No więc to robią. Zarówno główny bohater, jak i różne osoby w tle.
To raczej nie sama fabuła jest tu najbardziej istotna i nawet nie motywacja jaka napędza Arthura i jego przyjaciół. Ich perypetie to na poły awanturnicza przygoda, ale i wędrówka samego "Anglika" przez życie w poszukiwaniu swojego miejsca. Nie ma w sobie krzty zła i chciwości, ale trzyma się blisko z bandą złodziei starożytnych grobów, pomagając im znajdywać takie przybytki i oceniając wartość artefaktów. Siedział nawet za to w więzieniu i zdaje się obiecał sobie, że będzie już trzymał się od tego procederu i od nich z daleka, długo jednak nie wytrzymał. Po prostu lubi towarzystwo innych, a że sam nie ma nic, ciągnie go do innych, do niego podobnych. 


Chwilami to popada w tony komediowe, ale nawet wtedy jest w tych postaciach coś bardzo interesującego - jakaś radość życia, pragnienie by nie spędzać go w nudny sposób. Dużo do szczęścia nie potrzeba, a nawet jak pojawi się gotówka, to po prostu się ją przehula. Jest w tym wszystkim jakaś nutka realizmu magicznego, a różne wizje Arthura, jakieś jego wspomnienia o ukochanej, która zniknęła, dodają całości uroku, tajemniczości, melancholii.

Najciekawsza jest postać samego "Anglika" - wyczuwamy, że to człowiek wykształcony, obyty w świecie, czemu więc żyje jak nędzarz, zadając się ze złodziejami? Czemu pomaga okradać groby ze skarbów Etrusków, skoro tak bardzo fascynują go przedmioty z przeszłości, dostrzega w nich coś, co umyka oczom innych. Oni robią to dla pieniędzy, ale przecież on ich nie chce... Czego więc szuka, tułając się z miejsca na miejsce? Fascynuje go zaradność nowo poznanej kobiety, sam jednak nie ma w sobie gotowości, by zostać z nią i żyć z tak jasno wyznaczonymi celami jak ona. On żyje jakby wciąż rozdarty między naszą rzeczywistością i światem zmarłych, może stąd też ten jego dar, dzięki któremu jak nikt inny posiada moc wyszukiwania miejsc pochówku.

Na pewno oryginalne, ale i bardzo dziwne.
 

Drugi film też może zaskakiwać, choć zupełnie z innego powodu. Tu wszystko jest od początku trochę teatralizowane, nie warto doszukiwać się logiki, czy sensu w postępowaniu postaci. Spadająca gwiazda to dzieło duetu komików: Dominique’a Abela i Fiony Gordon i łączy magię kina z pomysłami rodem ze sceny. Tu reakcje na czyjeś postępowanie mogą być bardzo zaskakujące i nie muszą mieć uziemienia w prawdopodobieństwie. Komuś może przypomną się seanse ze starym kinem, choćby z Flipem i Flapem, ale to nie jest jedynie wygłup. Owszem historia może wydawać się kuriozalna, ale poza nią istotne jest też tło, koloryt tych postaci, ich zagubienie i brak zdecydowania. A przynajmniej u większości z nich, bo jedna tego zdecydowania ma aż za dużo. To żona Borisa, czyli Kayoko wymyśla cały plan, który będzie osią filmu. Gry jej męża napada w prowadzonej przez nich knajpie facet z pistoletem, by zemścić się za czyn którego tamten dokonał w przeszłości, kobieta wpada na pomysł, by poszukać sobowtóra i by to on narażał swoje życie w razie kolejnej takiej próby. Należy więc go znaleźć, porwać, przebrać i zmusić by choć przez kilka dni poudawał właściciela baru. W tym czasie Boris ma wieść spokojne i nudne życie tamtego. Czy taki plan się powiedzie? A tego nie zdradzę. 

Kino skandynawskie często pokazuje nam postacie, które mogą wydawać nam się trochę ekscentryczne, dziwaków, tu w podobny sposób opowiada się historię w produkcji francusko-belgijskiej. I choć jest to trochę szalone, to ma w sobie też dużo uroku. Mimo że bohaterowie mają w sobie jakieś zranienia, czy złe emocje, budzą przede wszystkim sympatię, nie sięgają po przemoc by kogoś krzywdzić, błądzą ale przecież to rzecz bardzo ludzka.
Można by to nazwać komedią w stylu noir, ale tu trudno o przyporządkowanie do gatunku, bo rzecz jest mieszanką wybuchową. A scena tańca - palce lizać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz