czwartek, 9 maja 2024

Kim jesteś Hamlecie, czyli odnajdź w sobie to uczucie

MaGa: Sztuka w sztuce. Spektakl Jacka Thorne’a o tym jak w 1964r. znany i ceniony aktor John Gielgud postanowił wyreżyserować na Broadway’u „Hamleta”, ale w bardziej innowacyjnej formie, jako próbę generalną, bez tradycyjnych scenografii i kostiumów z epoki, w roli głównej obsadzając Richarda Burtona. Myślisz, że chodziło mu o skupienie całej uwagi widzów na Burtonie, który w tamtej chwili był kimś na kształt dzisiejszych celebrytów?
 

Robert: Pewnie tak. Przeczuwał przez skórę, że nie może spodziewać się z cudów z jego strony, ale wiedział że jego obecność zapewni mu publikę i pieniądze. Ten dylemat: zrobić coś po swojemu, stawiać na jakość, czy po prostu odpuścić i dać nazwisko dla spektaklu co najwyżej przeciętnego, trochę tu pobrzmiewa. Może stąd pomysł, by poprzez eksperyment zachęcić do większej otwartości, wydobyć z aktorów jakieś ukryte w nich zasoby?



MaGa: Wiesz, pomyślałam tak, bo w tym czasie sława Gielguda zaczynała przygasać natomiast Burton święcił swoje największe triumfy, a w dodatku jego sława wystrzeliła w kosmos po niedawnym ślubie z Elizabeth Taylor. Może ten spektakl miał dzięki temu ponownie nadać mocy nazwisku Gielguda? Tylko czy reżyser zadawał sobie sprawę, że nim dojdzie do finału, jak mocno będzie iskrzyło między nimi?

Robert: To iskrzenie jest - można powiedzieć - osią spektaklu, ale zobacz że dotyczy nie tylko samego Burtona, choć to on ma rolę główną i w teorii ciągnie całe przedstawienie. Bez księcia nie ma tej fabuły. Dziwnie patrzą się na Gielguda jednak również inni - granie u niego było ich marzeniem, ale oczekiwali wskazówek, porad, genialnej wizji. A tu proszę - reżyser, który uznawany jest za mistrza klasyki, mówi o otwieraniu się na nowe, o tym że mają sami wyczuć w sobie to jak mają grać.

MaGa: Problemem stawało się spojrzenie obu aktorów na tę sztukę. Wydaje się, że Gielgud pragnął, aby na pustej scenie aktor zachwycał jedynie swoim nowym wcieleniem tej jakże wysłużonej teatralnie postaci. Natomiast Burton długo się temu opierał, dokonując wyborów niezgodnych z założeniem reżysera, raczej dążąc w stronę pierwowzoru.



Robert: W końcu ile można grać to samo, próbując dorównać mistrzom. Tu, być może czując, że będzie trudno w klasycznej formie przebić to co było, uznał że lepiej będzie szukać jakiejś nowej wizji. Tylko jak u aktora z doświadczeniem kinowym odnaleźć zrozumienie tego o co mu chodzi?

MaGa: Ten spektakl daje wgląd w to co się bierze pod uwagę kompletując obsadę (np. Burton jako imponująca reklama), omawiając tekst, szukając niuansów by móc przemycić inne spojrzenie niż to dotychczasowe, a jednocześnie jak sztuka aktorska opowiada teatralną prawdę.

Robert: To okazja do tego by zajrzeć za kulisy przygotowań do przedstawienia i to chyba podobało mi się najbardziej. Jakie emocje panują podczas czytania, przygotowywania się do roli, szukania w sobie jakiegoś na nią pomysłu? Czy to co widzimy finalnie na scenie jest od początku zaplanowane, czy też rodzi się powoli w interakcji między reżyserem a zespołem.

MaGa: Ciekawie wpleciona jest w ten spektakl rola samej Elizabeth Taylor. Niby zamknięta w pokoju hotelowym, odpowiedzialna jedynie za przyjęcia organizowane przez Burtona, a jednak z dużą inteligencją i znajomością realiów. To ona widzi w spotkaniu tak różnych aktorów ogromny potencjał, który im obu może przynieść sławę (co się stało), ona także jest tą, która potrafi usadzić w miejscu swojego nieobliczalnego niekiedy męża.



Robert: Masz rację - zobacz, z jednej strony prosta, może nawet prostacka, ale i cholernie inteligentna, błyskotliwa. Nawet jeżeli nie popisuje się wiedzą, umiejętnościami, to ona czuje ludzi, to czego pragną, czego się lękają. I potrafi ich popychać by to pokonywali, by sięgali po więcej.

MaGa: Ten spektakl to wieczne starcia i tarcia wszystkich ze wszystkimi oraz nowego ze starym. Ale to z takiej dynamiki, desperackiej tęsknoty za pochwałą i uznaniem, rodzą się wartościowe spektakle, które zapadają w pamięć widzom. Piękna jest scena kiedy obaj, Burton i Gielgud, siedzą sami na scenie, opowiadają szczerze o swoim życiu, a z tego przechodzą do intelektualnej rozmowy o teatrze, pasji, naturze sztuki by w końcu Burton mógł zinterpretować rolę Hamleta w zgodzie ze sobą .

Robert: Tak - pytanie o próbę zrozumienia, poczucia tego co nim targa, odpowiedzi na pytanie o motywację bohatera, okazuje się kluczem do sukcesu. Jeżeli to poczujesz, to i postać będzie niosła w sobie prawdę, a nie była jedynie próbą odtworzenia czegoś co inni powiedzieli, że w tej roli jest najważniejsze.

MaGa: Na scenie w rolach bohaterów - wielcy aktorzy, jednak w moim odczuciu główną rolę gra tu Gielgud. Spokojny, zrównoważony aktor, który staje się postacią tragiczną. Jest wielkim aktorem, który martwi się tym, że o nim zapominają. Jest też homoseksualistą, który żyje w czasach nieprzychylnych takiej orientacji, człowiekiem wrażliwym i uczuciowym, który musi się kryć ze swoimi uczuciami by nie wywołać skandalu. Starzejący się mężczyzna, który boi się samotności i niedołężności wieku podeszłego. Dla mnie Gatiss w roli Gielguda spisał się fantastycznie.



Robert: Przyznaj jednak, że Johny Flynn jest bardzo interesujący - ma w sobie wściekłość, popisuje się, ale czujemy że maskuje swój brak pewności, lęk. Chciałby pokazać inną twarz, zostać uznanym za aktora, który potrafi coś pokazać nie tylko przed kamerą.

MaGa: Przyznaję. Tuppence Middleton w roli Taylor też była wyborna. I jeszcze ta scenografia podparta światłem. Bardzo mi się podobało przechodzenie ze sceny w scenę przy pomocy barwnych, rozszerzających się prostokątów. Bardzo ciekawe.

Robert: Pomysł, czyli oparcie się prawie tylko na sali prób, delikatne przejścia do scen, w których poznajemy bliżej bohaterów, pokazuje że nie trzeba na scenie fajerwerków by przyciągnąć uwagę widza na trzy godziny. Jak zwykle w ramach tego cyklu - po prostu świetna rzecz, frajda dla oczu, uszu i serducha.

Polecamy.

Więcej o spektaklach pokazywanych w ramach cyklu: kliknij tu

Multikino – Kim jesteś, Hamlecie?
Autor: Jack Thorne
Reżyseria: Sir Sam MendesSir Sam
Scenografia: Es Devlin
Obsada:
Richard Burton (Johnny Flynn);
Elizabeth Taylor (Tuppence Middleton);
John Gielgud (Mark Gatiss);
i inni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz