poniedziałek, 31 maja 2021

Zabójstwo na cztery ręce - Karolina Morawiecka, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem)

Rzutem na taśmę udało się nie tylko wypełnić zobowiązania co do tekstów zlecanych, jak i na blogu domykam miesiąc z planowaną liczbą notek. Gorzej idzie czytanie, ale jak się bierze ciężkie cegły, to potem idzie powoli, a umysł woła: wytchnienia, daj coś lekkiego. No i tak to już się dzieje - idę za jego wołaniem.
Maj kończę więc brakującą częścią przygód wdowy po aptekarzu, która rozmiłowała się w zagadkach kryminalnych i uważa się za równie wielkiego detektywa co najwięksi bohaterowie klasycznych powieści. A w dodatku ona świetnie gotuje. No i jest realna, a tamci tylko wymyśleni. Przynajmniej tak jej się wydaje.

Bohaterowie, których zdążyłem już troszkę poznać, tym razem bawią się na prawdziwym polskim weselu. No dobra, disco polo nie ma, ale takie bardziej klasyczne, ludyczne, klimaty uchwycone są w 100%. A na tym weselu dochodzi do morderstwa. Ciało znajduje właśnie Morawiecka, więc postanawia do rana znaleźć sprawcę, żeby nie psuć zabawy parze młodej. I oczywiście zgarnąć dla siebie splendor rozwiązania sprawy.
Zdaje sobie sprawę, że nie da rady sama, na szczęście na weselu, znajdują się też ci, którzy jej zdaniem troszkę przyczyniali się przy poprzednich sprawach, pomagając jej oczywiście w stopniu znacznym (ich zdaniem)/minimalnym (z jej punktu widzenia), czyli siostra zakonna Tomasza oraz małżeństwo z Krakowa, uwielbiające kryminały. Razem ruszą w tłum, podpytując, zbierając poszlaki, podsłuchując, by rankiem wezwać policję i ogłosić wszystkim to do czego doszli...
Obrazki z wesel każdy z nas zna, więc tym razem nie bawiło to aż tak bardzo, jak poprzednio czytane książki, w których wdowa i zakonnica więcej miały okazji do rozmów, docinków i wspólnych biesiad. Teraz są raczej obserwatorkami i raz na jakiś czas zbierają się na krótką naradę, oczywiście przy zimnym bufecie lub ciasteczkach, dla wzmocnienia szarych komórek. Autorka więcej uwagi poświęciła opisom obyczajowo-folklorystycznym, na czym trochę straciła fabuła. A zagadka? One w tej serii nigdy nie są najważniejsze - więcej frajdy ma się z tego jak wszystkimi stara się kierować wdówka, z tego jak postrzega się ona sama, a jak widzą ją inni.
PS no i jednak menu weselne, a smakołyki przyrządzane przez Morawiecką to nie to samo. Inne tomy ciekawsze.

PS 2 ponieważ autorka sama lubuje się w dodawaniu podtytułu po "czyli" pozwalam sobie używać tych jej, a nie wymyślać własnych. Nie dlatego, że po 3803 notkach skończyły mi się pomysły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz