poniedziałek, 24 maja 2021

Serce pełne skorpionów - Wojciech Engelking, czyli tracąc niewinność i złudzenia

Ciekawe tło, wygrywa nawet z samą fabułą. Miałem pewne skojarzenia z "Madame" Libery, bo to przecież młody bohater, który opowiada o swoim pierwszym poważnym uczuciu. Nawet jeżeli "Serce pełne skorpionów" można potraktować jako powieść inicjacyjną i sentymentalną podróż w przeszłość, to jednak nie jest raczej książką, która by została w głowie na dłużej. Nie chodzi nawet o sam styl pisania, choć mam do niego pewne zastrzeżenia, a raczej bardziej o wrażenie, z którym zostajemy na koniec. Co wynosimy z tej historii, z czym zostajemy? Z goryczą tego, że można było tak się pomylić? Z poczuciem, że nagle jeden rok nauczył nas więcej o życiu, niż ileś lat w szkole? Cała ta opowieść, w której nie brakowało przerysowań, była dla autora przede wszystkim okazją do pokazania ludzkich wyborów i postaw. I w tym punkcie się splatają wątki romansu młodego licealisty oraz wszystkie polityczne tropy dotyczące próby zamachu na górze. Nie osiągnie nic wielkiego, ktoś kto nie jest zdeterminowany... Ale jednocześnie musi być gotów na konsekwencje swoich czynów i ewentualną porażkę.

 
Bohaterem „Serca pełnego skorpionów” jest siedemnastoletni Jacek, syn wiceministra spraw wewnętrznych, chłopak, który ma prawie wszystko czego zapragnie. Wraz z kolegami korzystają z życia ile się da, nie myśląc specjalnie o tym, jak ich możliwości różnią się od tego co mają rówieśnicy. To może drażnić, ale i fascynuje jednocześnie. Wiadomo - młodzi fascynowali się wtedy ciuchami z zachodu, muzyką, eksperymentowali z używkami, ale nie każdego było na to stać. A ich tak. Sam o sobie Jacek mówi - gość, którego wszyscy lubią, uważają za przystojnego i klawego. Może mieć każdą. I choć raczej jest typem gawędziarza, który wyolbrzymia swoje podboje, potrafi też złamać serce.
Gdy po raz pierwszy zobaczy Ninę, już poczuje do niej jakąś fascynację - dziewczyna z Leningradu raczej trzymała się na uboczu, ale wydawała się prowadzić życie dużo bardziej dorosłe niż oni wszyscy. Może nie piękna, ale tajemnicza, a na pewno doświadczona i potrafiąca nieźle manipulować ludźmi. Tyle, że dla Jacka to nie było ważne - ślepy na wszystko, chciał dla niej poświęcić wszystko. Nawet ryzykując awantury w domu. Ciekawy jest ten konflikt pokoleń zarysowany przez Engelkinga - ideowi komuniści, którzy choć rozczarowani tym, że są w cieniu wielkiego brata i nie udaje się przynieść ludziom szczęścia jak im się to wydawało, oczekują od swoich dzieci, że te pójdą na najlepsze studia i "odpracują" dla narodu to, że miały lepszy start, że nic im nie brakowało, bo dała im to władza ludowa (czy też raczej przywileje związane ze stołkiem rodzica). A dzieci? One mają to w nosie i chcą się bawić.
Dyskusje o cenzurze, o tym jak władza radzi sobie z opozycją nie są na pierwszym planie, ale stanowią ciekawy dodatek, podobnie jak cały wątek planowanego zamachu na Moczara. Za kilka lat ten konflikt zakończy się dla buntowników i marzycieli katastrofą i wygnaniem z kraju - wygra zamordyzm i jedna linia partii. Engelking przeplata to wszystko z tym co wydaje się najważniejsze, czyli z pozoru zwykłą licealną fascynacją, ale tu każdy skrywa jakąś tajemnicę, nawet Jacek i jego wybranka. 
Nad wszystkimi wisi jakieś dziwne fatum, czujemy, że tragedia jest bardzo blisko i z tym większym napięciem czekamy na finał tej historii. Wielowątkowość może trochę utrudniać lekturę, bo chwilami naprawdę nie wiadomo po co np. opisywać z detalami treść sztuki jaką ogląda główny bohater, skoro niewielki to ma wpływ na akcję. Również sceny erotyczne nie zawsze napisane są tak, by to się czytało bez jakiegoś zażenowania - nie wiem czy to miało być zniżenie się do poziomu myślenia młodzieży, ale chwilami było mało smacznie. To takie balansowanie pomiędzy ciekawym pomysłem, portretami przykuwającymi uwagę i scenami mało prawdopodobnymi, elementami kompletnie niepotrzebnymi.
Mimo wszystko - przeczytałem z ciekawością.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz