czwartek, 9 lipca 2020

Delta - Mumford&Sons, czyli coś zostało utracone

To nie jest tekst sponsorowany, choć wspomnę w nim o pewnej usłudze, z góry uprzedzam. Chodzi o Empik Music. Zaczynam zabawę :) Skoro dostałem od Empik GO pół roku za darmo, nie zaszkodzi spróbować. Dotąd używałem Deezera, ale na komórkę niestety nie da się tam słuchać płyt w całości, Spotify jakoś nigdy nie przypadło mi do gustu, no to spróbujmy z czymś nowym.
Na razie preferencje ustawione na Alternatywę, ale to co mi się pokazało jako rekomendacje raczej rozczarowuje - to poprock i rzeczy, które mnie mało satysfakcjonują. Cóż, będę szukał dalej.
Na plus na pewno dość łatwa nawigacja, no i teksty! Tak - słuchając jakiegoś numeru można śledzić go na bieżąco!
Może wreszcie na blogu pojawi się ciut więcej muzyki.
Na pierwszy ogień Mumford&Sons. Ucieszyłem się, bo wydawało mi się, że jeszcze o nich nie pisałem, a tu proszę - notka z 2013, gdzie napisałem o nich jako o knajpianym zestawie wędrownych grajków. Ich krążek z ubiegłego roku pokazuje kierunek w jakim zdążają, jak bardzo się zmienili. I wypadałoby powiedzieć: trochę szkoda.


Nadal pozostaje pewien klimat, którym wtedy mnie zachwycili, czyli folkowe brzmienia (banjo i te sprawy), fajny wokal, mam jednak wrażenie, że sława i popularność pchnęła ich dużo bardziej w stronę popu. Więcej w tym elektroniki, a chwilami gdy słuchasz tych kawałków, brzmi to już prawie jak Coldplay i inne kapele, których wyrosło ostatnimi laty całkiem sporo. Tracąc oryginalność traci się też ducha. I owszem - dla wiernych fanów to wciąż może być coś miłego dla ucha, ale dla nowych słuchaczy? Raczej wata, w której wszystko jest bardzo podobne do siebie.
Może to odczucie też stąd, że na tym krążku większość numerów to nastrojowe ballady, numery spokojne i melancholijne. No i zabrakło folku. Może i przyjemnie się tego słucha, gdy masz nastrój na takie rzeczy, ale czy to coś co wpada do serducha i zostaje na dłużej? No raczej nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz