poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Lupus - Jens Henrik Jensen, czyli Oxen powraca

Bardzo dobra trylogia sensacyjno-kryminalna o weteranie Nielsie Oxenie, byłym komandosie, który zostaje wciągnięty w śmiertelną rozgrywkę z tajną organizacją o licznych mackach i wszechstronnych wpływach, ma kontynuację! Frajda spora, bo to ciekawa postać, a fabuła skonstruowana przez Jensena naprawdę trzymała za gardło. I co ważne, daleka była od uproszczeń w tylu: zabili go, a on i tak uciekł.

Oxen wreszcie może odetchnąć, nikt go nie ściga, nic nie zagraża jego życiu, próbuje poukładać swoje relacje z synem, ale daleki jest od spokoju - wciąż nie może ułożyć sobie życia, znaleźć normalnej pracy, a koszmary z przeszłości wciąż nie dają mu spokoju. Każde z zespołu, który wtedy wygrał ważną wojnę, poszło swoją drogą - Mossman dostał niezłą posadkę i szefuje komisji przeglądającej akta jakie zdobyli, Margrethe Franck też wróciła do policji z awansem i jeszcze większym zaangażowaniem, tylko Oxen jak zwykle jest samotnym wilkiem. I takim trochę pozostaje. Gdy Mossman prosi go o wyjazd na Jutlandię i sprawdzenie co dzieje się z pewnym człowiekiem, nie przyjmie on tego zlecenie, choć i tak tam pojedzie, tyle że w tajemnicy przed dawnym szefem.


To rozgrywka, w której do końca nie wie o co chodzi i chyba słusznie podejrzewa, że były szef duńskiej Policyjnej Służby Wywiadowczej wszystkiego mu nie mówi. Jednak gdy okazuje się, że zniknięcie starszego pana jest jakoś związane z jego przyjaciółką Margrethe, znowu wyruszy na polowanie. Intryga jest rozbudowana i z początku trudno dostrzec w tym gąszczu główne nitki prowadzące do celu, ale Jensen wie co robi - wciąga nas, buduje napięcie, a potem szykuje gorący finał. I za to właśnie kocham ten cykl.  
Można oczywiście zżymać się, że znowu we trójkę próbują rozgrywać karty z ludźmi dużo silniejszymi, którzy przewidują i obserwują każdy ich ruch, a potem mimo wszystko potrafią jakimś cudem wyciągnąć asa z rękawa. To tylko jednak pozornie jest tak proste - tu nawet zwycięstwo w bitwie nie zawsze oznacza triumf, a dotychczasowy wróg nie zawsze jest tym kim się wydaje. Tym razem w centrum śledztwa jest organizacja Lupus, nieformalna grupa, której członkowie są m.in. policjantami, a jej celem jest wymierzać sprawiedliwość w przypadkach, gdzie system okazał się zawodny. Jak to zwykle bywa w kryminałach skandynawskich klimat jest dość mroczny, ale w przypadku tego cyklu zapewniam was, że i akcji nie zabraknie. W sumie czwarty tom można czytać nawet niezależnie od trylogii, to zupełnie nowa sprawa, choć myślę, że fajnie wcześniej poznać trochę lepiej te postacie. Jeżeli więc nie znacie jeszcze Oxena - macie przed sobą cztery powody i okazje żeby go poznać. Samotnik, bohater, świetny żołnierz, facet na którym można polegać, ale i facet nie pozbawiony słabości i wad. Skomplikowany, jak i sprawy w jakie zostaje wciągnięty. W odróżnieniu od tych, którzy może kiedyś wręczali mu nagrody, ale potem uznali za przegranego, którzy awansowali, poszerzali władzę i możliwości, Oxen wciąż potrafi odróżnić dobro od zła, nie próbuje szukać usprawiedliwień dla tego co robi. I może dlatego go tak lubimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz