czwartek, 2 kwietnia 2020

Krótka historia Stowarzyszenia Nieurodziwych Dziewuch - Helen Oyeyemi, czyli z opowiadaniami jest pewien problem

Z opowiadaniami zawsze jest pewien problem - jeżeli coś się podoba, to chciałbyś więcej, wchodzisz w kolejną historię, ale wciąż myślisz o poprzedniej, szukasz wspólnego klucza. Dlatego chyba wolę powieści.
Zbiór brytyjskiej autorki sprawił mi jednak sporo frajdy, może głównie przez nieoczywistość tych tekstów, wchodzimy z bohaterami w sytuacje, które czasem wydają się trochę groteskowe, nie dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania. To właśnie jednak w tym przypadku nie jest wadą, a raczej zaletą, pobudza ciekawość, zmusza do poszukiwania znaczeń, kontekstów, kluczy. Już same tytuły opowiadań świadczą o tym, że nie będzie banalnie.

Chwilami jest bardziej realistycznie, chwilami raczej wchodzimy w klimaty realizmu magicznego, tematów i sytuacji jest dużo, a motywem przewodnim wydaje się klucz. Klucz, który ma coś otworzyć, innym razem chronić sekret w zamknięciu, który bywa obietnicą, obiektem pożądania, wspomnieniem przeszłości. Ileż zagadek w realiach wydawałoby się dość oczywistych, ileż znaczeń, które się odkrywa, ileż zaskoczeń. Bo zakończenia zostawiają nas czasem w sporym dysonansie. Zarówno poznawczym, jak i emocjonalnym.
Ludzie. Lalki. Książki. Oczekiwania i lęki. Pragnienia i brudne żądze. Helen Oyeyemi pisze o emocjach, stawia swoich bohaterów w niełatwych sytuacjach, ale to nie są dramaty, które by narzucały nam oczywiste oceny i nasze odruchy empatii, w tym jak to relacjonuje jest jakiś spokój i łagodność. Samotność, zranienie, tęsknota, przyjaźń, są tu często płaszczyzną do pokazania (lub wyobrażania sobie przez nas) całej masy myśli i odczuć. Szukanie zmiany, szukanie siebie, szukanie klucza wymaga czasem bardzo dużo determinacji.
I trochę tej determinacji potrzebuje też czytelnik. A na pewno skupienia. To nie jest lektura dla każdego, ale naprawdę można odkryć tu coś dla siebie.
Niebanalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz