poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Gra w cykora - Szilárd Rubin, czyli toksyczne związki

„Człowiek nigdy nie powinien pogodzić się z tym, co utracił”. Ten cytat trochę oddaje ducha tej powieści, w której uczucie jest zarówno czymś wspaniałym, jak i destrukcyjnym. M. gdy jej pożyczyłem egzemplarz stwierdziła, że to powieść smutna i pełna goryczy. Ja przyznaję się, że zachwyciłem się głównie warstwą językową, zaskakująco poetycką i gdyby nie realia komunistycznych Węgrzech, to raczej bym nigdy bym nie odgadł, że powstała w latach 60. Wtedy zresztą chyba przeszła trochę bez echa, odkryto ją dopiero niedawno i zyskała duży rozgłos. Autor pisał nie tylko prozę, ale podobnie jak jego bohater był również poetą, może stąd niepowtarzalny klimat "Gry w cykora".
On poeta lewicujący, w nowej rzeczywistości otrzymał szansę na studia i awans społeczny, dla niej i jej rodziny to raczej zmiana na gorsze, ale w tej rzeczywistości trudno chwalić się dawnym bogactwem czy przywilejami. Oboje młodzi, otoczeni innymi studentami, przyjaciółmi, szalejący, choć wokół raczej system temu nie sprzyja. Uczucie wybucha...
No i właśnie.


Trudno powiedzieć, by potem ono się dojrzale rozwijało, to raczej jakaś dziwna gra emocjonalna, przyciąganie i odpychanie, w którym oboje chyba nie do końca są szczerzy. Ich miłość ma w sobie coś z obsesji, szczególnie z jego strony.
Attila nie jest kimś komu byśmy współczuli, kto nigdy nie skrzywdził ukochanej, ale też czujemy, że sam niejeden celny cios otrzymał. To on nam opowiada tą historię, Urszula więc z góry może wydać się nam w tej relacji dużo bardziej interesowna, zimna i wyrafinowana, choć czujemy, że tak naprawdę oboje potrafią się ranić i nawet namiętność ma w sobie coś z przemocy.
Żar wygasa, a pozostaje jedynie spalona ziemia, pustynia tęsknoty, żalu, samotności i goryczy. Ale obsesja trwa...
„Potraktowała mnie małostkowo i niezbyt elegancko, ja zaś nie potrafiłem tego znieść, ponieważ ją ubóstwiałem. Musiałem ją poniżyć, aby znów móc ją podziwiać i mieć przy sobie”.
Lektura wymagająca skupienia, ale warta uwagi. Dziś już tak mało kto pisze.


Nagle ogarnął mnie smutek. Koronkowe poduszki, uginające się miękko łóżko, a w nim ciało Urszuli były moim jedynym, prawdziwym zwycięstwem. Jak długo może się tym karmić mężczyzna? Za zachłannością, z jaką Urszula brała ode mnie rozkosz, zdawało się czaić okrucieństwo, chęć szybkiego zaspokojenia głodu i wyswobodzenia się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz