sobota, 4 kwietnia 2020

Mistrzowie, czyli zrobić z nich drużynę


Uwielbiam takie produkcje - komedie, które nie tylko wywołują dobry nastrój, ale i przełamują pewne stereotypy w myśleniu, jakieś społeczne uprzedzenia. W tym przypadku - w stosunku do osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ci którzy stykali się z nimi wiedzą ile w nich szczerości, bezpośredniości, empatii, a to że nie zawsze tak szybko wszystko chwytają, że potrzebują czasu... cóż. Ja widać "normalni" też by pewne rzeczy zrozumieć, też potrzebują czasu. Po części wszyscy więc jesteśmy trochę niepełnosprawni intelektualnie albo emocjonalnie, skoro nie potrafimy wychwycić tego, co oni wiedzą i czują od razu. Jak mało kto potrafią też wyczuć kto jest dobrym człowiekiem, kto udaje, kto traktuje ich serio.
W tej konfrontacji pewnych uprzedzeń, zdziwień, zarówno pozytywnych jak i negatywnych tkwi potencjał komediowy tego filmu. Pewne rzeczy przerysowuje, ale nie odbiera bohaterom prawa do sukcesu, do frajdy, do poczucia że jest się częścią zespołu.


Marco - główny bohater jest facetem, który ma duże ambicje, zależy mu na sukcesach, ale jego życie wcale mu ich wiele nie daje. Mieszka z matką, unika swojej ukochanej bo ta chce dziecka, czego on się boi jak ognia, w dodatku stracił robotę, gdy w nerwach rzucił się w trakcie meczu na głównego trenera z pięściami. Niby jako jego asystent też co nieco o koszykówce wie, miał swoją wizję, ale w sumie może i racja, że walczył o nią zbyt ostro. A potem pijąc ze smutku jeszcze wpadł autem na radiowóz. No pech, złośliwość losu i po prostu nieżyczliwość sądu, który nie okazał wyrozumiałości. Przynajmniej jego zdaniem - choć i tak zamiast odsiadki dostał tylko 3 miesiące pracy społecznej. Miejscem tej pracy - stowarzyszenie pracujące z osobami z różnymi niepełnosprawnościami intelektualnymi. Akurat jest szansa, że może wykorzystać swoje umiejętności i pouczyć ich trochę koszykówki.

Znamy ten schemat - nauczyciel sam zaczyna się uczyć od swoich podopiecznych, zmienia się on, zmieniają się oni i przemierzają drogę ku sukcesowi. No, może ten sukces to taki nie do końca zgody z oczekiwaniami Marco, ale tego też musi się nauczyć - zwycięstwo nie jest najważniejsze.
Nie wiem jak to wyglądało podczas kręcenia, ale efekt jest świetny - dużo pozytywnej energii i humoru, który nie przekracza granic dobrego smaku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz